W 20. rocznicę śmierci Edwarda Abramowskiego [1938]

112

Chcę wam opowiedzieć o tym człowieku. Spójrzcie na jego twarz. Twarz człowieka wiele mówi. Nie wszystko, oczywiście. Ale sami wiecie: przyciąga lub odpycha; podoba się, albo nie. Tutaj widzicie: oczy, osadzone głęboko, zamyślone poważnie i smutno. Miękkie, ciemno-kasztanowate włosy okalają głowę, pozostawiając dużo miejsca na piękne czoło. Człowiek wsparł się na ręku ruchem zwyczajnym, w sposób, w jaki często zapewne siadywał, nie przybierając żadnej sztucznej pozy. Ubrany jest w wygodną marynarkę, w miękką koszulę, spod miękkiego kołnierza spływa węzeł miękkiego krawata. Lecz ubranie to jest zarazem ładne, a całość tej fotografii ma w sobie coś szlachetnie pięknego. Gdybyśmy nie wiedzieli nawet nic o Abramowskim, patrząc na tę twarz, powiedzielibyśmy: poeta, uczony, artysta, myśliciel.

W postaci tej najważniejszą jest głowa, w niej czoło i oczy. Ale – u człowieka tego jeszcze wiele znaczyły ręce, serdeczne, życzliwe, mocnym uściskiem wyrażające żarliwość jego uczuć. A przy tym – te ręce, ręka prawa była posłusznym narzędziem myśli. Pisała. Drobnym, jak maczek, pismem pokryła setki stronic, zapełniła mnóstwo zeszytów, karteczek i kartek.

Interesował go przede wszystkim człowiek; jego władze duchowe, takie, jak pamięć, uwaga, wyobraźnia, zaciekawiało go bardzo, jaki ślad pozostaje w nas z tego wszystkiego, co przeżywamy, i co jak gdyby w znacznej części przepada i gubi się wskutek zapominania. Twierdził, że chociaż zapominamy, to jednak to zapomniane jakoś w nas żyje ukryte głęboko i ma duże znaczenie w tym, jakimi jesteśmy. Nauka, którą uprawiał, nauka o władzach duchowych człowieka – to psychologia. Abramowski był więc psychologiem.

Ale nie tylko. Od bardzo wczesnej młodości, bo już w 13., 14. roku życia, zastanawiał się nad tym, jak układają się stosunki ludzi żyjących w gromadzie: w rodzinie, gminie i w społeczeństwie, tj. w wielkim zbiorowisku ludzi, związanych wieloma wspólnymi sprawami. Słowem, interesował się wszelkimi zrzeszeniami społecznymi. Widział, że są w nich rzeczy dobre i złe. Jako dobre cenił wzajemną pomoc, wspólną pracę i współdziałanie. Za rzecz najgorszą uważał krzywdę ludzką – a że najbardziej i najciężej krzywdzi na ziemi człowieka inny człowiek, krzywdzi świadomie i dobrowolnie, a czasem bezwiednie i bez złej woli, przeto zastanawiał się nad tym, jakby należało życie ludzi w gromadzie ułożyć, by krzywdy było jak najmniej, i co należy uczynić z człowiekiem, by nie chciał krzywdzić „drugiego”.

Na drodze tych rozmyślań i rozważań doszedł Abramowski do pewności, że najlepszym sposobem załatwiania spraw życia społecznego, a przede wszystkim spraw gospodarczych pomiędzy ludźmi bez krzywdzenia i wyzysku jednych przez drugich, jest spółdzielczość. Rozwijaniu i rozpowszechnianiu tej idei poświęcił wiele swoich pism.

Wierzył, że w szlachetnym współdziałaniu ludzie znajdą wolność osobistą bez krzywdzenia bliźniego. „Tam kończy się moja wolność, gdzie zaczyna się krzywda innego człowieka” – mówił. A przecież kochał i cenił wolność bardzo. Kochał i cenił odrębność każdego człowieka, to, że każdy z nas jest inny. Wierzył, że pomimo wielkiej różności ludzie mogą się wzajemnie rozumieć i szanować. I właśnie – im wolniejszy będzie człowiek, tym bardziej zdolny będzie do uczuć pięknych i bezinteresownych, a w pierwszym rzędzie do przyjaźni. Gdy przeważać zaczną na ziemi uczucia przyjaźni i życzliwości, wiele zmienić się musi – zniknie przekleństwo świata: krzywda ludzka.

Na to wszakże, by tak się stało, musi zmienić się człowiek, musi nowymi oczami spojrzeć wkoło, musi spojrzeć oczami miłości i braterstwa.

Abramowski wierzył mocno w siłę twórczą Dobra; wierzył w dobroć człowieka. Wiedząc o tym, że w ludziach jest dobro i zło, ufał, że przez odpowiednie wychowanie można wzmóc dobro, a osłabić zło. Oczekiwał również, że spółdzielnie, oparte przecież na wzajemnej ufności i życzliwości, staną się szkołami przyjaźni i braterstwa.
Myśli, o których tu mówię w krótkości, rozwijał w wielu książkach. Pisał rzeczy mądre i uczone w sposób gorący i żywy, pisał je całym sercem i z głębokim przekonaniem.

Zaczął pracować naukowo i społecznie jako bardzo młody człowiek. Od najwcześniejszych lat zastanawiała go dusza ludzka: jaka jest, jaką może się stać. Od niej zależy wszystko. Do myśli tej powracał we wszystkich swoich społecznych książkach i pracach.

Nie dziwne to, gdyż sam miał duszę bogatą i rozległą. Mieściło się w niej wszystko to, za czym przemawiał, o co walczył, do czego tęsknił. Mieścił się ponadto zachwyt wszystkim, co piękne. Wielbił naturę i sztukę. Był społecznym działaczem i patriotą, uczonym i artystą.


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Młody Spółdzielca. Przewodnik dla spółdzielni uczniowskich” nr 6(10)/1938, czerwiec 1938. Pismo to było wydawane przez „Społem” Związek Spółdzielni Spożywców RP. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

Tekst ukazał się wcześniej na portalu Lewicowo.pl.