Warunki życia na wsi w pierwszej połowie XIX wieku
Spółdzielczość spożywców powstała wówczas, kiedy pojawiły się wielkie masy ludzi żyjących z pracy najemnej. Ponieważ wszystko, co im było potrzebne do życia, ludzie ci musieli kupować i przy tej sposobności podlegali wyzyskowi handlarzy, najpilniejszą dla nich sprawą oprócz podniesienia swoich zarobków była walka z tym wyzyskiem, byli to przeważnie robotnicy miejscy i dlatego ten rodzaj spółdzielczości rozwijał się na razie niemal wyłącznie w miastach. Wieś w pierwszej połowie XIX stulecia żyła jeszcze prawie całkowicie produktami własnej pracy; życie to było ubogie i proste.
W okresie powstawania pierwszych spółdzielni spożywców warunki życia wiejskiego zaczęły podlegać zasadniczej zmianie. Gospodarka naturalna zaczęła ustępować coraz bardziej gospodarce wymiennej; coraz większą ilość swoich produktów wieś zaczęła sprzedawać na rynkach, wymieniać na pieniądze, za które nabywano przedmioty potrzebne do prowadzenia gospodarstwa, do ubrania się, a nawet do życia. Przy takim układzie stosunków chodziło o to, żeby sprzedać jak najwięcej i jak najwięcej otrzymać za sprzedane produkty pieniędzy; w tym celu trzeba też było więcej produkować, a chcąc więcej produkować, trzeba było robić większe nakłady w gospodarstwie – kupować lepsze nasiona, lepsze odmiany zwierząt domowych i maszyny rolnicze. Jednym słowem trzeba było włożyć w swoje przedsiębiorstwo większy kapitał, od którego można by było otrzymać większy zysk.
Brak kapitału i ubóstwo wsi
Ale właśnie tego kapitału nie było i wskutek tego sposób prowadzenia gospodarki był zacofany i nie dawał zysków dostatecznych dla opłaty podatków, procentów od długów i na wyżywienie się. Przy małej oświacie i małym wyrobieniu społecznym stan wsi w owych czasach był bardzo godzien ubolewania. Tak było wszędzie, tak było też i w Niemczech. Posiadamy opis wioski niemieckiej z owych czasów – jednej z tych, które się potem tak zdumiewająco przekształciły pod wpływem spółdzielczości… „Koślawe budynki, brudne podwórza wypełnione błotem w dnie dżdżyste, nigdzie nie widać porządnie złożonego nawozu, sami mieszkańcy w łachmanach i zdemoralizowani; powszechne pijaństwo i kłótnie, domy i bydło z małymi wyjątkami należały do żydowskich handlarzy, narzędzia rolnicze niewystarczające i zniszczone. Źle uprawione pola dawały liche plony. Mieszkańcy wioski stracili wiarę i nadzieję, byli niewolnikami handlarzy i lichwiarzy”. Ten stan rzeczy budził powszechne zaniepokojenie; szukano rady i nie potrafiono jej znaleźć.
Pierwsze próby F. W. Raiffeisena
Znalazł ją wreszcie człowiek, którego nazwisko zapisało się w dziejach spółdzielczości złotymi zgłoskami. Był nim Fryderyk Wilhelm Raiffeisen. Urodził się w 1818 r. w Hamm, mieście leżącym nad Renem, gdzie ojciec jego był burmistrzem. Po ukończeniu szkoły powszechnej poświęcił się początkowo zawodowej służbie wojskowej, w której doszedł zresztą tylko do stopnia podoficera. W 1846 r. przechodzi dla słabego zdrowia do służby cywilnej, pełniąc obowiązki burmistrza kolejno w kilku miasteczkach nadreńskich. I tu zaczyna się jego służba na polu spółdzielczym. Tak samo jak pierwsi założyciele spółdzielni spożywców, nie zaczął od planów gotowych, przygotowanych w samotnym myśleniu; wręcz przeciwnie – zanim stworzył typ doskonały swoich spółdzielni, dokonał szeregu nieudanych prób, z których wyciągał naukę, co w jego działaniu jest mylne. Pierwsze próby były raczej dobroczynnością niż spółdzielczością. W 1846 r., w okresie ostrej nędzy wywołanej nieurodzajem, założył stowarzyszenie dla rozdziału między biednych artykułów pierwszej potrzeby i chleba o 50% tańszego od cen rynkowych. W trzy lata później, w następnym miejscu swojego urzędowania, zakłada Towarzystwo Pomocy Niezamożnym, którego głównym celem było ułatwianie rolnikom nabywania bydła; dotychczas czynili to z wielką dla nich krzywdą lichwiarze. Równocześnie Towarzystwo przyjmowało wkłady pieniężne, a potem zaczęło wydawać pożyczki. Kapitał potrzebny do obrotu uzyskano z pożyczki zaciągniętej u prywatnego kapitalisty za solidarnym poręczeniem zamożniejszych członków. W 1854 r., znowu przeniesiony do innego miasta, zakłada Towarzystwo Dobroczynności, mające na celu opiekowanie się opuszczonymi dziećmi, dostarczanie pracy bezrobotnym, pomaganie byłym więźniom, dostarczanie bydła biednym rolnikom i rozdawanie pożyczek niezamożnej ludności. Ze wszystkich tych czynności najlepiej rozwijała się ostatnia – rozdawanie pożyczek – ale kiedy suma ich wzrosła dość znacznie, członkowie z obawy przed solidarną odpowiedzialnością, tj. nieograniczoną odpowiedzialnością każdego członka całym majątkiem, zaczęli się wycofywać i Towarzystwo musiało być zlikwidowane.
Pierwsze wiejskie spółdzielnie oszczędnościowo-pożyczkowe
Wszystkie te stowarzyszenia miały jeden zasadniczy błąd, mianowicie zasada wzajemnej pomocy pomieszana w nich była z dobroczynnością, z oglądaniem się na cudzą pomoc. Kapitał, którym obracały, pochodził nie tyle ze składek członków, ile z pożyczek od ludzi zamożnych, którzy w ten sposób stawali się istotnymi panami organizacji. Toteż Raiffeisen musiał odstąpić od swoich pierwotnych poglądów i w 1864 r. założył stowarzyszenie oparte na wzorach dobrze już rozwijających się spółdzielni kredytowych miejskich. Członkowie wpłacali udziały, od których otrzymywali dywidendę, dobroczynność została ze spółdzielni usunięta, a na jej miejsce stanął interes.
Ale i ten rodzaj spółdzielni nie zadowolił Raiffeisena i nie był jego ostatnim słowem. Przyjmując zasady spółdzielni miejskich, postanowił je dostosować do mniej zamożnego i mniej wyrobionego środowiska wiejskiego. Zmiany, jakie w tym celu wprowadził do swoich spółdzielni, stworzyły dopiero zupełnie nowy typ, który w stosunkowo krótkim czasie rozprzestrzenił się na cały świat i wyświadczył ludności wiejskiej olbrzymie usługi.
Pierwszą spółdzielnię według swych nowych zasad utworzył Raiffeisen w r. 1869 we wsi Anhausen, w tej samej wsi, której tak ponury opis czytaliście przed chwilą. Spółdzielnia była niewielka, bo Raiffeisen w ogóle nie chciał tworzyć wielkich spółdzielni. Z reguły spółdzielnie jego obejmowały teren jednej niewielkiej gminy, liczącej 1000–2000 mieszkańców. Z punktu widzenia przedsiębiorstwa kapitalistycznego była to wielka wada, bo przy tak małej ilości mieszkańców, a co za tym idzie, przy tak małej ilości członków, trudno było zgromadzić wielkie kapitały i dokonywać wielkich obrotów. Ale Raiffeisen nie dbał o to, żeby jego spółdzielnie wyrastały na wielkie przedsiębiorstwa, chciał tylko dopomóc ludności wiejskiej najprostszymi i najskuteczniejszymi sposobami. Takim prostym i skutecznym sposobem było tworzenie spółdzielni kredytowej z ludności małego okręgu. Operacje dokonywane w takiej małej spółdzielni były nieliczne i dla załatwienia ich wystarczało trzymać spółdzielnię otwartą przez parę godzin i parę dni w tygodniu. Wobec tego nie potrzebowała ona licznego personelu; wszystkie czynności spełniał zarząd, pracujący darmo, a jedynym płatnym pracownikiem był pisarz, który prowadził rachunki. Obniżywszy w ten sposób wydatki ogólne do bardzo niewielkiej sumy, można było bardzo znacznie obniżyć różnicę między procentem płaconym od wkładów a procentem pobieranym od pożyczek. Istotnie procent ten w kasach Raiffeisena wynosił przed wojną w Niemczech około l%, a w ten sposób drobny rolnik niemiecki otrzymywał potrzebne mu pieniądze taniej niż wielki obszarnik albo fabrykant pożyczający w bankach kapitalistycznych.
Niewielkie rozmiary spółdzielni miały i drugą dobrą stronę. W kasach Raiffeisena dawano pożyczki nie na weksle i nie pod zastaw, ale na zwykły skrypt dłużny, a więc po prostu brano pod uwagę nie majątek, ale wartość moralną człowieka. Tak postępować można było tylko wtedy, kiedy wszyscy członkowie znali się między sobą i kiedy wiadomo było, na co członek pożycza i kiedy będzie mógł swój dług spłacić. Oprócz tego spółdzielnia zabezpieczona była od straty przez nieograniczoną odpowiedzialność solidarną członków, przy której wszyscy całym majątkiem odpowiadali za wszystkich, co oczywiście skłaniało udzielających pożyczkę do wielkiej ostrożności. Taka odpowiedzialność byłaby nie do pomyślenia w kapitalistycznej spółce akcyjnej, w której zwykły członek niewiele wie o stanie interesów przedsiębiorstwa, nie byłaby możliwą i potrzebną nawet w wielkiej spółdzielni miejskiej, w której członkowie nie znają się między sobą, była natomiast możliwa w małej organizacji wiejskiej, w której w istocie rzeczy udział w zarządzie brali, a przynajmniej mogli brać wszyscy członkowie.
Spółdzielnia w Anhausen i dalsze tworzone przez Raiffeisena spółdzielnie były bezudziałowe; dopiero później, kiedy ustawa niemiecka zabroniła tworzenia spółdzielni bezudziałowych, musiano wprowadzić udziały, zazwyczaj zresztą niewielkie, sięgające kilku marek zaledwie, a czasem i niższe. Miało to na celu dopuszczanie do członkostwa nawet najbiedniejszych mieszkańców wsi; spółdzielnia była wtedy istotnie dla wszystkich, ale dla rozpoczęcia jej działalności trzeba było uciekać się do pożyczek bogatych członków; była to jeszcze resztka zasad pierwszych organizacji tworzonych przez Raiffeisena na podstawie dobroczynności. Wielki natomiast nacisk kładł Raiffeisen na tworzenie funduszu zakładowego, odpowiadającego funduszowi społecznemu w spółdzielniach spożywców.
Ponieważ spółdzielnia, nie mając udziałów, nie płaciłaby ani procentów, ani zwrotów od nadwyżki procentów, cały jej dochód po potrąceniu nieznacznych kosztów ogólnych szedłby na fundusz zakładowy, który byłby niepodzielny nawet w razie rozwiązania spółdzielni. Byłby on więc zarazem i funduszem obrotowym, pozwalałby spłacić zaciągnięte od filantropów pożyczki i ratowałby ją w razie nieprzewidzianych strat. Miał w ten sposób powstać wielki kapitał, który nie bogaciłby poszczególnych ludzi, ale służył do wzmożenia zamożności ogółu. W rzeczywistości fundusz ten nie odegrał tak wielkiej roli, jak się tego spodziewał Raiffeisen; dochody jego spółdzielni były drobne, a na to, żeby je powiększyć, trzeba by podnieść procent od pożyczek, przeciwko czemu członkowie protestowaliby bardzo energicznie. Toteż drugim, właściwym źródłem, skąd drobne spółdzielnie lokalne czerpały swoje fundusze, były wkładki oszczędnościowe członków i osób obcych. Zaufanie, jakie sobie te organizacje umiały pozyskać, sprawiło, że wkładki płynęły obficie, w większej nawet ilości, niż spółdzielnie mogły użytkować.
Rozwój kas oszczędnościowo-pożyczkowych Raiffeisena
Rozwój spółdzielni Raiffeisena, które on sam nazwał kasami pożyczkowo-oszczędnościowymi, był szybki i doszedł do wielkich rozmiarów. W r. 1870 było ich 20, w 1885 – 245, w 1900 – 2983, w 1926 – 5803. Członków w 1926 r. było 607 650, obcych kapitałów –mk 310 370 000. W dziesięć lat po założeniu spółdzielni w Anhausen trzeba było tworzyć organizacje wyższego stopnia, które by zbierały nadmiar gotówki z jednych kas, a dostarczały ją innym – biedniejszym. Początkowo miały to być kasy okręgowe. Ostatecznie w 1876 r. stworzył Raiffeisen Rolniczą Centralną Kasę Pożyczkową, a równocześnie powstał Związek Rewizyjny dla nadzoru nad działalnością spółdzielni lokalnych. W kilka lat później ruch stworzony przy nim rozdwoił się: część spółdzielni stworzyła swój odrębny i swoją kasę centralną; w nowym związku wprowadzono pewne, nieznaczne zresztą, zmiany w pierwotnych zasadach Raiffeisena, mianowicie: udziały, płatną pracę, mniejsze rezerwy. Po śmierci Raiffeisena związki te połączyły się.
Dzisiaj organizacje Raiffeisena, znane u nas pod nazwą kas Stefczyka, zasłużonego pioniera i przewodnika ruchu, są najbardziej bodaj w całym świecie rozpowszechnionym rodzajem spółdzielni, zwłaszcza że pierwotne kasy pożyczkowo-oszczędnościowe dały początek wielu innym odmianom spółdzielni wiejskich. Od samego początku uważał Raiffeisen swoje kasy za coś więcej niż instytucje zbierające i rozdające pieniądze; chciał on budzić życie wsi i podnosić je na wyższy poziom, także opiekować się jej potrzebami, myślał bowiem, że nie dość jest ludziom mówić o potrzebie ulepszania swojego gospodarstwa, ale trzeba im równocześnie dać możność przeprowadzić te piękne plany w życiu. Z biegiem czasu zaspokajanie potrzeb zaczęło się specjalizować, zaczęły powstawać oddzielne spółdzielnie wspólnych zakupów i wspólnego zbytu, spółdzielnie dla przetwarzania płodów rolnych i inne. Dzięki nim dopiero można było dźwignąć w wielu krajach poziom życia drobnego rolnika na wyższy szczebel, uczynić jego pracę zarazem pierwszorzędnym czynnikiem gospodarki narodowej. Tak było np. w Danii, w której ludność wiejska przez spółdzielczość dźwignęła się z nędzy i ciemnoty do wielkiej zamożności i zarazem do wysokiej kultury, wysuwając się coraz bardziej na pierwsze miejsce w życiu narodu. Mleczarnie chłopskie np. usuwają tam mleczarnie dworskie, których ilość z roku na rok maleje. A jakkolwiek długa już jest droga, którą w całym świecie te organizacje drobnego rolnictwa przebyły, zadania, które leżą przed nimi w przyszłości, są jeszcze nieskończenie wielkie i rozwój ich jest zapewniony na nie dającą się z góry obliczyć ilość lat.
Nie ma to żadnego znaczenia, że wiele z tych prób nie udaje się, że tu i ówdzie następuje załamanie się organizacji tworzonych z wielkimi nadziejami na przyszłość. Klęski takie zdarzały się w ruchu Raiffeisena jeszcze za jego życia albo wkrótce po jego śmierci, która nastąpiła w r. 1888. Największą klęską był upadek stworzonej przez niego Centralnej Kasy i równocześnie ogólnopaństwowego banku, który obsługiwał spółdzielnie rolnicze drugiego związku. Przyczyny upadku były dwie. Bezpośrednią przyczyną była wojna, jaką prowadziła utworzona przez rząd Pruska Kasa Spółdzielcza z wyżej wymienionymi instytucjami. Kasa Pruska, posiadając wielkie środki, zaopatrywała spółdzielnie w kapitały obrotowe, ale w zamian za to chciała nimi biurokratycznie rządzić, a w tym celu chciała usunąć centralne banki spółdzielcze, wyrosłe z samego ruchu. Drugą przyczyną było odejście od pierwotnych zasad niektórych z utworzonych przez Raiffeisena organizacji. Zapomniały one, że nie chodzi o to, aby rozrastały się na potężne banki, ale aby zaspokajały potrzeby małych ludzi, których interesy były podstawą ich bytu. Zaczęto prowadzić wielkie interesy bankierskie i skończyło się to katastrofą. Raiffeisen miał rację, kiedy chciał tworzyć drobne organizacje, związane z życiem ludności, i ostrożnie posuwać się naprzód, mając na celu potrzeby kas lokalnych. Pomocy rządowej chciał unikać nie przez niechęć dla państwa, ale dlatego, że zdawał sobie sprawę, jak dalece różni się działanie spółdzielcze od działania biurokratycznego. Zapomnienie o tych zasadach kosztowało drogo. W okresie wszystko niszczącego kryzysu spółdzielczość rolnicza poniosła też ciężkie klęski, ale dopóki iść będzie drogami wytkniętymi przez swego twórcę, póki myśleć będzie o zaspokajaniu potrzeb, a nie o świetnych interesach, żadne chwilowe niepowodzenia i klęski jej nie obalą.
W porównaniu ze spółdzielczością spożywców spółdzielczość stworzona przez Raiffeisena ujawnia pewne różnice, ale ma też i niemałe podobieństwa. Spółdzielczość spożywców wyrosła z buntu proletariatu miejskiego, który żądał lepszych warunków bytu dla siebie, ale istotną poprawę swego losu widział w zasadniczej zmianie ówczesnych warunków pracy i podziału dochodów. Raiffeisen nie szedł tak daleko. Będąc człowiekiem bardzo religijnym, tworzył swe dzieło nie tylko dla poprawy bytu ludzi biednych, ale i dla ich moralnego podniesienia, słusznie mniemał bowiem, że nędza niszczy nie tylko ciało, ale i duszę. Ale dążąc do poprawy bytu, na tym też kończył. Walki klas nie uznawał, polityki nienawidził, na przewodników w swoich organizacjach naznaczał ludzi z wyższych sfer: księży, nauczycieli, obszarników. To były różnice między spółdzielczością rolniczą a spółdzielczością spożywców. Podobieństwem było niesłychanie praktyczne dostosowanie organizacji do potrzeb i możliwości skromnego życia ludu, do walki z nędzą.
Jako szkoła życia obywatelskiego i wolności gospodarczej, spółdzielnie Raiffeisena oddały nieocenione usługi. A szkoła ta była tak dobra, że w miarę rozwoju ruchu członkowie z ludu dziś sami już przejmują przewodnictwo i ruch przez to – na razie na dole – usamodzielnia się coraz bardziej.
Powyższy tekst to rozdział książki Stanisława Thugutta pt. „Wykłady o spółdzielczości”, wydanie III (pierwsze ukazało się w roku 1938), Nakładem Towarzystwa Kooperatystów Polskich w Wielkiej Brytanii, Londyn 1945. Ze zbiorów Remigiusza Okraski.