Od paru miesięcy polski ruch spółdzielczy prowadzi energiczną akcję obrony przeciwko próbom nowelizacji ustawy o spółdzielniach, zmierzającym w kierunku dania możności czynnikom urzędowym bezpośredniej ingerencji w życie i organizację tego ruchu. Szczegóły proponowanych zmian omawiamy na innym miejscu. Tutaj pragnę poruszyć tylko zasadniczą stronę tej sprawy.
Mamy w życiu do czynienia z dwoma rodzajami zrzeszeń: zrzeszenia, czyli związki przymusowe i zrzeszenia dobrowolne. Do pierwszych należy państwo i gmina samorządna miejska czy wiejska, do drugich liczne i rozmaite stowarzyszenia, związki i wreszcie w dziedzinie gospodarczej – spółdzielnie.
Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma rodzajami zrzeszeń: państwo i gmina działają przy pomocy przymusu; ich działanie niekoniecznie potrzebuje być wyrazem świadomej woli oraz uświadomionych potrzeb poszczególnych członków – obywateli – jest ono im narzucone z góry. Dobrowolne zrzeszenie natomiast i jego działanie jest wyrazem świadomej woli jego członków, wyrosłej na gruncie ich uświadomionych potrzeb i interesów. Stąd też działanie związków przymusowych można porównać do mechanizmu, działanie zrzeszeń dobrowolnych – do organizmu. Źródłem siły życiowej tych zrzeszeń, a więc źródłem siły i organizacji spółdzielczych, jest ta właśnie świadoma wola ich członków, wyrastająca z ich potrzeb i do ich zaspokojenia zmierzająca. Żywa zaś świadomość tych potrzeb wytwarza poprzez samorządność organizacyjną wielką sprawność spółdzielni, to jest zdolność szybkiego przystosowania się do powstających i zmieniających się potrzeb i warunków zewnętrznych oraz szybkiego ich zaspokojenia.
To są pewniki. Samorządność i niezależność organizacji spółdzielczych jest warunkiem ich życia i rozwoju. Wszelki interwencjonizm, narzucanie organizacjom spółdzielczym z góry bez związku z życiem i potrzebami członków choćby w najlepszej wierze powziętych koncepcji sprowadzić musi zanik energii społecznej, jaka się w spółdzielniach przejawia, i wyschnięcie źródła ich życiowej siły. Spółdzielnie mogą się rozwijać jedynie w atmosferze wolności twórczej swych członków i ofiarności społecznej na tle samopomocy, gdyż inaczej zwyrodnieją i zginą. Nawet gdyby w organizacji i gospodarce spółdzielni były wady i błędy – jedynie pewnym, choć powolnym sposobem ich usunięcia jest samo życie i jego twarde wymagania, które, przetrawione przez świadomość członków, wskaże i poprowadzi po najlepszych drogach poprawy.
Walcząc w obronie niezależności ruchu czy to w zakresie tworzenia sobie odpowiednich do rozmaitości życia ram organizacyjnych (przeciw zatwierdzaniu statutów związków przez ministra skarbu), czy też w zakresie wolnego doboru członków (przeciw rozszerzaniu lub zwężaniu przez ministra terenu działania związków tak co do terytorium, jak i rodzajów spółdzielni), jesteśmy świadomi tego, że walczymy o najistotniejsze podstawy ruchu. Rozumiemy, że albo przepisy te nie będą wykonywane i wtedy są niepotrzebne, albo jeżeli będą wykonywane nawet z najlepszą wolą i umiejętnością, to zniszczą siłę płynącą z samopomocy i samorządności społecznej, zagubią poczucie odpowiedzialności społecznej i doprowadzić muszą do degeneracji.
I jeszcze jedno. Ingerencja władz państwowych bezpośrednio w gospodarkę i organizację spółdzielczości będzie w Polsce nawet na tle wzmożonych tendencji etatystycznych – prawem wyjątkowym. Żadne inne dobrowolne organizacje gospodarcze nie będą podobnym prawom podlegać. Zarówno zrzeszenia kupiectwa prywatnego, jak wielkiego i średniego przemysłu, jak też rzemiosła cieszą się w tym względzie – zupełną swobodą. Państwo wykonuje nad nimi kontrolę formalną, lecz nie przewiduje bezpośredniej ustawowej ingerencji w ich gospodarkę i organizację. Nawet ustawa kartelowa przewiduje tylko wzmożoną kontrolę ze strony czynników publicznych i egzekutywę, w razie gdyby działalność karteli naruszała interes publiczny. Mamy prawo zapytać: dlaczego to jedynie organizacje spółdzielcze, organizacje oparte o szerokie masy wiejskie, o klasę pracującą polską, mają podlegać ograniczeniom swej swobody działania i organizowania się? Wszak są to organizacje „działające zawsze zgodnie z interesem publicznym” wedle określenia zawartego w podręczniku prof. St. Wojciechowskiego. Jakie zarzuty stawia się tym organizacjom, które by usprawiedliwiły projekty tak daleko idących ograniczeń ich swobody działania? Czyż nie przetrzymują kryzysu lepiej niż jakiekolwiek inne przedsięwzięcia w tych samych dziedzinach życia gospodarczego? Czyż w wielu wypadkach nie wykazują specjalnej żywotności i energii? Czy nie odgrywają doniosłej roli gospodarczej, społecznej i wychowawczej w życiu najszerszych i najmniej posiadających warstw ludności polskiej? A jeżeli tu i ówdzie zdarzają się fakty działania jednostek na szkodę ogółu członków, to czyż nie wystarczy wzmożona kontrola choćby jeszcze i czynników pozaspółdzielczych, której spółdzielczość bynajmniej nie unika?
Rząd ma prawo prowadzić swoją politykę gospodarczą. Ma ją prawo prowadzić również i na odcinku spółdzielczości. Ale polityka gospodarcza musi stosować metody gospodarcze. Suchy i sztywny przepis ustawy jest w polityce gospodarczej środkiem niecelowym i szkodliwym. A jeśli przy pomocy zmiany ustawy, która powinna być trwałą konstytucją ruchu, a nie środkiem uzyskania takich czy innych efektów w sprawach doraźnej polityki dnia dzisiejszego wedle uznania zmiennych czynników administracji państwowej, chce się uzyskać rekonstrukcję tego czy innego związku rewizyjnego – to, zaiste, strzela się z armaty do wróbla. Spółdzielczość jest demokracją gospodarczą. Istotą demokracji jest samorządność. Jeżeli spółdzielczość przestanie być samorządna, przestanie być spółdzielczością.
Komu zaś w naszym państwie zależy na tym, ażeby spółdzielczości nie było?
Powyższy tekst pierwotnie opublikowano w spółdzielczym piśmie „Społem” nr 19/1933 r. Następnie został wznowiony w wyborze pism Rapackiego, włączonych do książki: Józef Jasiński – „Marian Rapacki”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1958. Przedruk za tym ostatnim źródłem. Wersję elektroniczną przygotowali Aleksandra Zarzeczańska i Remigiusz Okraska.