Spółdzielczość wśród robotników naftowych

W czasie wielkiego strajku naftowców w 1904 r. robotnicy wysunęli „żądanie” założenia sklepu spółdzielczego z artykułami pierwszej potrzeby. W Borysławiu domy były własnością albo firm naftowych, albo mniejszych właścicieli prywatnych, którzy bali się narażać bogaczom i nie chcieli wynająć lokalu na sklep spółdzielczy. Duże firmy naftowe nie chciały się z kolei narażać miejscowemu kupiectwu i odmawiały robotnikom wynajęcia lokalu w swoich budynkach. Żądanie strajkujących robotników sprowadzało się więc do uzyskania lokalu w budynkach firm naftowych. Przemysłowcy nie przyjęli tego żądania ani w czasie strajku, ani po jego zakończeniu, chociaż robotnicy wielokrotnie je ponawiali przy okazji różnych konferencji z przemysłowcami.

Dopiero w 1910 r. węgierska firma „Nafta”, której dyrektorem był obywatel węgierski Mesarosz, niczym nie związana z miejscowym kupiectwem, zgodziła się odstąpić robotnikom lokal na sklep spółdzielczy w budynku przedsiębiorstwa. Kierownikiem warsztatów mechanicznych „Nafta” był inż. Dawidowicz, któremu podlegały budynki przedsiębiorstwa, zamieszkałe przez pracowników. Delegaci robotników zwrócili się do inż. Dawidowicza o wynajęcie lokalu w jednym z tych budynków i wyremontowanie go w miarę możności na koszt firmy. Inż. Dawidowicz bardzo życzliwie ustosunkował się do projektu stworzenia spółdzielni i nie tylko lokal wyremontował, ale zezwolił, by w stolarni przedsiębiorstwa zostało wykonane całe urządzenie sklepu. W ten sposób zapoczątkowano organizację spółdzielni spożywców robotników naftowych. W warsztatach mechanicznych wybrano prowizoryczny Zarząd, którego pierwszym zadaniem było zebranie udziałów i wybór kierownika sklepu. W ciągu kilku tygodni zebrano udziały w wysokości kilku tysięcy koron austriackich i na taką samą sumę wpłynęły deklaracje od osób, które zobowiązały się wpłacić udziały ratami. Na kierownika sklepu Zarząd wybrał tokarza z warsztatów mechanicznych, Stanisława Lewiego. Do Spółdzielni założonej przez robotników przedsiębiorstwa „Nafta” zaczęli przyłączać się robotnicy innych przedsiębiorstw naftowych. Gdy zebrano odpowiedni fundusz na uruchomienie sklepu, tymczasowy Zarząd opracował projekt statutu i zwołał zebranie udziałowców. Na zebraniu zatwierdzono projekt statutu i wybrano Radę Nadzorczą oraz Zarząd. W myśl uchwalonego statutu, z końcem roku obrachunkowego każdy udziałowiec miał otrzymać z uzyskanego zysku dywidendę w wysokości uzależnionej od zakupionego w spółdzielni towaru.

Sklep spółdzielczy został uruchomiony, prywatni kupcy przypuścili szalony atak na tę nową placówkę. Jednakże mimo stałych szykan spółdzielnia przetrwała do 1914 r., tj. do wybuchu pierwszej wojny światowej.

Z chwilą wybuchu wojny władze austriackie zmilitaryzowały cały przemysł naftowy oraz jego pracowników. Do Borysławia przyjechał major węgierskich honwedów Secz. Został on mianowany komendantem przemysłu naftowego. Wszyscy pracownicy otrzymywali wojskowe racje żywnościowe. Rozdział tych racji odbywał się w ten sposób, że przydzielano je każdej firmie dla jej robotników, robotnicy z kolei odkupywali je od firmy. Ceny tej żywności były niższe od rynkowych. Ponieważ klientelą Spółdzielni byli przeważnie robotnicy naftowi, zaopatrywani obecnie przez wojsko, siłą rzeczy obrót w Spółdzielni gwałtownie się obniżył. Groziło to bankructwem. W części „ratowało” sytuację to, że na rynku dawał się mocno odczuwać brak wielu artykułów pierwszej potrzeby. Spółdzielnia zdobyła z trudem w pierwszym rzędzie artykuły nie objęte przydziałem wojskowym. W takich warunkach działała do 1918 r., kiedy to w rezultacie klęski wojennej oraz pod ciosami rewolucyjnego ruchu robotniczego i ruchu narodowo-wyzwoleńczego rozpadła się Austro-Węgierska Monarchia. Po wojnie aprowizację wojskową objęli przemysłowcy naftowi. Wyznaczyli oni na kierownika aprowizacji urzędnika jednej z firm naftowych. Musiał on zaopatrywać firmy w artykuły żywnościowe, jak to czyniło wojsko. Sytuacja nie była łatwa. Kierownictwo wojskowej aprowizacji dostawało gotowe racje z różnych stron Austro-Węgier, a jego zadaniem był tylko rozdział otrzymanych artykułów. Obecnie trzeba było żywności szukać na rynkach wewnętrznych, które były oczywiście zupełnie spustoszone. Toteż zaopatrzenie robotników zaczęło szwankować. Również i sklep spółdzielczy przechodził w tym czasie ciężki kryzys. W okresie wojennym spółdzielnia wyczerpała się ze wszystkich zasobów finansowych i po wojnie nie była w stanie dostarczyć udziałowcom potrzebnej ilości towaru. Handel kredytowy ustał, wygrywał ten, kto miał gotówkę.

Miejscowy komitet PPS, wspólnie ze związkami zawodowymi, wystąpił do Izby Pracodawców z wnioskiem odbycia wspólnej konferencji celem zastanowienia się nad poprawą aprowizacji. Izba Pracodawców przychyliła się do tego wniosku i konferencja odbyła się na początku 1919 r.

Na konferencji delegaci robotników wystąpili z następującą propozycją: wszyscy przemysłowcy, w zależności od liczby zatrudnionych robotników, wniosą pewien wkład pieniężny do dyspozycji specjalnego Komitetu Aprowizacji. Za zebraną w ten sposób gotówkę Komitet zakupi w kraju lub za granicą większą partię artykułów żywnościowych. Do przeprowadzenia tej akcji upoważniony zostanie Komitet Aprowizacyjny, do którego wejdą przedstawiciele robotników i pracodawców.

Spółdzielnia pracowników naftowych miała stopniowo przejąć zaopatrzenie robotników.

Wnioski te po długiej dyskusji zostały przyjęte. Wybrano „Komitet”, do którego z ramienia PPS i związków zawodowych weszli: tow. Franciszek Łobzowski, jako dyrektor spółdzielni (wybrany na miejsce Stanisława Lewiego) i Kazimierz Jaroszewski. Z ramienia Izby Pracodawców weszli dwaj urzędnicy, jeden z firmy Standard Nobel, Nowakowski, i drugi, kierownik dotychczasowej „aprowizacji”, Drozdowski.

W miarę tego, jak zaczęły wpływać środki zadeklarowane przez przemysłowców, Komitet zakupywał różne artykuły pierwszej potrzeby. W Rumunii – większą partię zboża, w Gdańsku – amerykańską słoninę i cukier, wreszcie na rynku wewnętrznym – kartofle i inne płody rolne.

W tym czasie obroty Spółdzielni znacznie wzrosły. Teraz okazało się, że jeden sklep już nie wystarcza do obsługi wszystkich udziałowców. Zachodziła więc potrzeba otwarcia jeszcze trzech sklepów na borysławskich przedmieściach: w Dąbrowie, na Wolance oraz w Schodniej, położonej w odległości siedmiu kilometrów od Borysławia.

Przydziały Ministerstwa Aprowizacji na zaopatrzenie robotników naftowych były nadal niewystarczające, trzeba było je uzupełniać własnymi zakupami. Tu napotykało się na duże trudności, bo rynek wewnętrzny był po wojnie wyczerpany, a o zakupieniu od razu większej partii towaru nie było mowy, grasował i święcił tryumfy handel paskarski. Większe partie towaru można było nabyć jedynie za granicą, ale tu wchodziły w grę dewizy. Aby zdobyć dewizy trzeba było mieć towar wymienny dla kupców zagranicznych. Na wniosek miejscowego Komitetu PPS, w końcu 1919 r. odbyła się we Lwowie konferencja. Wzięli w niej udział: z ramienia Ministerstwa Górnictwa dyr. Fryling, z ramienia Ministerstwa Aprowizacji Zygmunt Kmita, z ramienia PPS poseł na sejm dr Diamand, Franciszek Łobzowski, Kazimierz Jaroszewski, Paweł Denasiewicz z Drohobycza, Karol Pilch z Krosna, z ramienia Izby Pracodawców Czesław Załuski, dyr. Chłapowski, dyr. Piotrowski z rafinerii nafty. Obecny był również delegat przemysłowców krośnieńskich Długosz, były minister austriacki.

Po dwudniowej dyskusji postanowiono powołać do życia specjalną firmę handlową, której zadaniem miał być zakup poza granicami kraju artykułów żywnościowych dla robotników naftowych. Ponieważ na rynkach zagranicznych poszukiwane były produkty naftowe, przeto łatwo było za nie dostać potrzebne dewizy na zakup artykułów spożywczych. Powstał projekt, aby każda firma rafineryjna ze swej puli eksportowej odstąpiła dla celów aprowizacyjnych partię benzyny, oleju gazowego lub parafiny. Ministerstwo Górnictwa miało wydać certyfikaty eksportowe, a Ministerstwo Aprowizacji zezwolenie na sprowadzenie z zagranicy artykułów żywnościowych bez wpłacania dewiz, gdyż dewizy uzyskane za produkty naftowe miały pójść na zakup niezbędnych artykułów spożywczych. Firmę, która miała te transakcje przeprowadzać, nazwano „Apronaft”, jej udziałowcami były wszystkie przedsiębiorstwa naftowe. Siedzibą firmy była Warszawa, a na dyrektorów jej powołano z ramienia organizacji robotniczych Kazimierza Jaroszewskiego, na zastępcę – Pawła Denasiewicza. Z ramienia Izby Pracodawców do dyrekcji wszedł dr Noskiewicz oraz jako jego zastępca inżynier, którego nazwiska nie pamiętam.

Komitet Aprowizacyjny był więc odtąd zaopatrywany z dwóch źródeł: przez Ministerstwo Aprowizacji oraz przez „Apronaft”. Rozdział towarów między poszczególne firmy przeprowadzał Komitet Aprowizacyjny w Borysławiu. Taki system zaopatrzenia i rozdziału artykułów spożywczych nie był najszczęśliwszy: firmy naftowe ponosiły niepotrzebne wydatki administracyjne, dla pracowników zaś był niedogodny, gdyż najczęściej mieszkali oni daleko od biur swojej firmy. Ponieważ Spółdzielnia otworzyła dalsze trzy sklepy, a więc posiadała razem siedem punktów sprzedaży, mogła łatwiej i lepiej obsłużyć robotników. Toteż przedsiębiorstwa naftowe, za zgodą robotników, stopniowo likwidowały u siebie rozdział aprowizacji, przerzucając jej ciężar na Spółdzielnię.

Obroty Spółdzielni gwałtownie wzrosły. Swoim zasięgiem obejmowała ona coraz szersze rzesze pracowników. Sieć sklepowa z konieczności stale się zwiększała. Z końcem 1921 r. już prawie cała aprowizacja odbywała się za pośrednictwem Spółdzielni. Piekarnię, która pozostała po dawnej „aprowizacji wojennej”, Spółdzielnia odbudowała i unowocześniła. Agendy Komitetu Aprowizacyjnego stale się kurczyły, aż wreszcie całe zaopatrzenie pracowników przeszło w ręce Spółdzielni. W konsekwencji nastąpiła likwidacja Komitetu Aprowizacyjnego. Przydziały Ministerstwa Aprowizacji oraz zakupione przez „Apronaft” artykuły szły bezpośrednio do Spółdzielni. Stan taki przetrwał do 1922 r. Wreszcie sytuacja na rynku wewnętrznym ustabilizowała się. Istnienie „Apronaftu” stało się zbędne.

Od tego czasu Spółdzielnia zaczęła rozwijać się we właściwym kierunku. Na wniosek PPS odbyto z przemysłowcami naftowymi konferencję, na której omówiono ostateczną likwidację „przydziałowej” aprowizacji oraz likwidację funduszu aprowizacyjnego. Na konferencji uchwalono, by wpłacone swego czasu przez przemysłowców kwoty na aprowizację przelać do Spółdzielni jako udziały robotników. Każdemu robotnikowi wystawiono książeczkę członkowską, do której wpisywano wysokość wpłaconego udziału. W ten sposób wszyscy robotnicy zatrudnieni w przemyśle naftowym stali się prawnymi udziałowcami Spółdzielni.

W myśl statutu Spółdzielni w 1922 r. przeprowadzono wybory delegatów, a następnie zwołano Walne Zebranie, na którym wybrano Radę Nadzorczą i Komisję Rewizyjną oraz uchwalono preliminarz budżetowy na rok bieżący. Po Walnym Zebraniu delegatów Rada Nadzorcza wybrała Zarząd w liczbie dziesięciu osób. Następnie przeprowadzono obszerną dyskusję i wytyczono zadania nowo wybranego Zarządu.

Spółdzielnia w krótkim czasie wyrosła na dużą instytucję. Posiadała ona ponad pięć tysięcy udziałowców, a wraz z ich rodzinami musiała zaopatrywać w artykuły spożywcze około 20 tysięcy osób.

Zarząd zbierał się przynajmniej raz w miesiącu. Na każdym zebraniu wysłuchiwano sprawozdania dyrektora, uchwalano większe wydatki, załatwiano sprawy personalne oraz powoływano lub zwalniano dyrektorów. Na pierwszym zebraniu na przewodniczącego Zarządu wybrano tow. Wincentego Markowskiego, a na dyrektora powołano Franciszka Łobzowskiego, na jego zastępcę zaś dyrektora Feliksa Przewłockiego.

Po zamknięciu roku rachunkowego, Spółdzielnia w myśl uchwały Rady Nadzorczej wypłaciła każdemu członkowi dywidendy od zakupionego w Spółdzielni towaru. Było to zachętą dla udziałowców, by zakupy czynili wyłącznie w Spółdzielni, a nie u prywatnych kupców. Zysk, który u kupca prywatnego szedł do jego kieszeni, w Spółdzielni wracał do kupującego w postaci dywidendy. W 1924 r. Spółdzielnia zakupiła od Zarządu Lasów Państwowych magazyny przy torze kolejowym i budynek, w którym mieściła się piekarnia. Otwarto jeszcze kilka sklepów na peryferiach miasta. Na początku 1929 r. Spółdzielnia posiadała już czternaście sklepów, własne magazyny, do których prowadziły tory kolejowe, i własną piekarnię. Mimo szalonej nagonki ze strony prywatnego kupiectwa, Spółdzielnia powoli rozwijała się, co roku zamykając bilans poważnym zyskiem.

Nie pamiętam już, kiedy tow. Markowski przeniósł się z Borysławia na stałe do Lwowa. Zarząd wybrał nowego przewodniczącego – tow. Najsarka, z zawodu kowala.

W 1930 r. dyrekcja Spółdzielni Wystąpiła do Zarządu z wnioskiem otworzenia dla członków Spółdzielni Kasy Oszczędności. Dużo członków lokowało swoje oszczędności w PKO, w Miejskiej Kasie Oszczędności i w prywatnych bankach. Oszczędności członków lokowane w kasie Spółdzielni zwiększały fundusze obrotowe Spółdzielni, a zatem zwiększały zysk, co musiało odbijać się później na wysokości wypłacanych dywidend. Zarząd przyjął wniosek dyrekcji i Kasa Oszczędności okazała się użyteczną instytucją zarówno dla Spółdzielni, jak i dla jej udziałowców. Gdy w 1939 r. wybuchła wojna i wszystkie banki i kasy oszczędnościowe zawiesiły wypłaty oszczędności, Spółdzielnia wypłaciła swoim członkom wszystkie zaoszczędzone przez nich pieniądze.

W 1932 r. Zarząd zalecił dyrekcji otwieranie nowych sklepów jednobranżowych, a więc tekstylnych, obuwniczych, gospodarstwa domowego itd., lecz Zarząd znów stanął przed trudnościami lokalowymi. Na jednym z posiedzeń Zarząd postanowił, że Spółdzielnia musi w miarę możności przystąpić do budowy własnych domów, zaopatrzonych w duże lokale sklepowe. W myśl tej uchwały przy ulicy Legionów w Borysławiu wzniesiono budynek na sklep, zaś przy ulicy Kościuszki, a więc w centrum miasta, zakupiono parcelę i przystąpiono do budowy dużego budynku, posiadającego na parterze pomieszczenia na sklepy. Na pierwszym piętrze znajdowały się biura Spółdzielni. Drugie piętro było przeznaczone na mieszkania dla pracowników. Gdy wybuchła wojna budynek był już na ukończeniu. Spółdzielnia przewidywała w swoich planach jeszcze dalsze budownictwo, ale najazd hitlerowski przerwał w ogóle jej działalność.

W 1934 r. otworzono na Wolance sklep tekstylny i przystąpiono do zmontowania własnej wytwórni wędlin. Ale tu też natrafiono na duże trudności, bo prywatni masarze namawiali robotników pracujących w Spółdzielni, by sabotowali pracę w masarni spółdzielczej i psuli wyroby. Trzeba było dłuższego czasu na przełamanie tego „sabotażu” i na wyszukanie uczciwych, dobrych robotników. Masarnia dawała w końcu wyroby dobrej jakości.

W 1936 r. Najsarek ustąpił ze stanowiska przewodniczącego Zarządu, a na jego miejsce został wybrany Kazimierz Jaroszewski.

W tym czasie Spółdzielnia posiadała już piętnaście sklepów, własną piekarnię i masarnię. Była ona jedną z najpoważniejszych placówek handlowych Borysławia. W 1938 r. otworzono siedemnasty sklep. Liczba sklepów była dostateczna do obsłużenia członków Spółdzielni. Przed Zarządem i dyrekcją stanęła kwestia, w jakim kierunku ma iść dalszy rozwój Spółdzielni – czy w kierunku dalszego rozszerzenia asortymentu spożywczego, czy też rozszerzenia pracy Spółdzielni na budownictwo mieszkaniowe. Po długiej dyskusji Zarząd uchwalił, że trzeba ulepszyć zaopatrzenie sklepów w produkty wiejskie: mleko, sery, jarzyny i owoce z własnego majątku ziemskiego. W tym celu polecono dyrekcji przeprowadzić wstępne pertraktacje i zakupić majątek rolny „Popiele”, którego właściciel chciał się pozbyć, bo był dla niego deficytowy. Majątek był położony w pobliżu Borysławia, z którym łączyła go dogodna komunikacja. Zarząd planował przekształcenie go w przedsiębiorstwo hodowlane, zaprowadzenie w nim gospodarstwa mlecznego, hodowli drobiu oraz trzody chlewnej dla potrzeb masarni. Wszystkie produkty z majątku szły by do sklepów Spółdzielni.

Plany te przekreślił wybuch wojny. We wrześniu 1939 r. wkroczyły do Borysławia wojska niemieckie. Pod magazyny Spółdzielni zajechały samochody wojskowe. W błyskawicznym tempie załadowano na nie towary, znajdujące się w magazynach Spółdzielni. Komendant ekipy rabunkowej pozostawił dyrektorowi bezwartościowy kwitek. W wyniku działań wojennych tak pięknie rozbudowana placówka społeczna, wcielenie naszego wyobrażenia o handlu w ustroju socjalistycznym, przestała istnieć. Jednak olbrzymi wkład pracy organizacyjnej robotników borysławskich nie poszedł na marne. Pozostali ludzie, którzy wiele się nauczyli, przeszli poważne szkolenie praktyczne i społeczne. Zrozumieli oni, że wspólna praca daje lepsze plony, a trud poniesiony w gospodarczej pracy zespołowej sowicie się opłaca i daje wyniki użyteczne w skali powszechnej.


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w pracy zbiorowej „Wspomnienia działaczy spółdzielczych”, Naczelna Rada Spółdzielcza, Spółdzielczy Instytut Badawczy, Zakład Wydawnictw CRS, Warszawa 1963.

Tekst ukazał się wcześniej na portalu Lewicowo.pl.