Czynniki zainteresowane w coraz większym uaktywnieniu polskiego życia gospodarczego przez rozwój zaradności twórczej samego społeczeństwa, powinny zwrócić szczególną uwagę na kooperację szkolną.
Ruch ten datuje się w Polsce jeszcze od czasów przedwojennych. Powstał początkowo w byłej Kongresówce. Dało mu impuls kilka jednostek spośród nauczycielstwa, rozentuzjazmowanych do idei spółdzielczej, a czynnych na terenie kooperatyw spożywców.
Praca na tym terenie napotyka codzienne trudności i przeszkody w niewyrobieniu społecznym i niezaradności środowiska oraz w głęboko zakorzenionych w społeczeństwie nałogach sobkostwa. Wpływy społeczno-wychowawcze samych spółdzielni, jakkolwiek niewątpliwe, działają jednak w społeczeństwie takim, jak nasze, bardzo powoli i są widoczne jedynie w dłuższej perspektywie czasu. Dlatego też nadzieje entuzjastów spółdzielczości, a zwłaszcza nauczycieli-spółdzielców, kierują się ku młodemu pokoleniu, nie nasiąkniętemu złymi nałogami, a bardziej podatnemu niż dorośli na wpływy społeczno-wychowawcze. Charakterystyczny jest pod tym względem aforyzm, popularny wśród polskich spółdzielców: „Wychowuj twoje dzieci na świadomych, zaradnych i twórczych kooperatystów, ażeby, gdy dorosną, żyły w społeczeństwie sprawiedliwiej, lepiej i szczęśliwiej, niż my żyjemy”.
Ale gdzież ma przede wszystkim zdobywać dziatwa to spółdzielcze wychowanie? Oczywiście że w szkole, gdzie przebywa gromadnie i gdzie łączą ją ze sobą liczne wspólne interesy. Należy więc dzieci na gruncie tych wspólnych interesów zrzeszać w sposób spółdzielczy, zachęcać i przyzwyczajać do zbiorowej spółdzielczej zaradności. Oto idea przewodnia inicjatorów kooperatyw uczniowskich.
Pod wpływem gorącej propagandy nauczycieli i pod ich dyskretnym kierownictwem, a raczej troskliwą opieką, pozostawiającą dziatwie jak najwięcej inicjatywy i swobody – zaczęły po szkołach powstawać malutkie sklepiki uczniowskie z materiałami piśmiennymi, wzorowane w swej organizacji i w swych zasadach gospodarczych na normalnych kooperatywach spożywców. Dziatwa z niesłychanym zapałem garnęła się do pracy w tych swoich stowarzyszeniach, uważając tę pracę za zajęcie przyjemniejsze od wszelkich zabaw. Pilnie i z łatwością uczyła się rachunkowości i w ogóle zdobywała potrzebną dla prowadzenia spółdzielni wiedzę i wprawę. Wykazywała przy tym dużo twórczej pomysłowości i praktycznej inicjatywy. Najcenniejsze instynkty i zdolności społeczne, tak słabo jeszcze rozwinięte wśród dorosłego społeczeństwa, tu – w stowarzyszeniach dziatwy – święciły swój wielki triumf. Nie dziw że powodzenie pierwszych kooperatyw szkolnych wzbudziło żywe zainteresowanie wśród nauczycielstwa w ogóle i wywołało liczne naśladownictwo.
Rola nauczyciela-opiekuna spółdzielni uczniowskiej nie jest jednak prostą i łatwą. Wymaga specjalnych wiadomości i przygotowania nie tylko już pedagogicznego, ale i społecznego. Pierwsi inicjatorzy, jako praktycy na polu kooperacji wśród dorosłego społeczeństwa, tej wiedzy i doświadczenia posiadali sporo. Nie da się tego natomiast powiedzieć o większości ich naśladowców. Stąd nieraz błędy i niepowodzenie, niekiedy nawet upadek kooperatyw, a więc zjawiska pod względem wychowawczym wysoce szkodliwe, gdyż źle funkcjonująca spółdzielnia szkolna jest ogniskiem demoralizacji społecznej uczniów. Dlatego też konieczność pomocy instrukcyjnej zaczęto odczuwać bardzo wcześnie. W nieznacznym stopniu potrzebę tę zaspokoił malutki podręcznik-broszurka „Kooperatywa w szkole ludowej”, napisany przez nauczyciela Romana Klugego, a wydany przez Związek Spółdzielni Spożywców w roku 1914. Jak wielki był popyt na tę książeczkę najlepiej świadczy fakt, że trzy jej wydania w ogólnej ilości 11 000 egzemplarzy całkowicie się wyczerpały w ciągu niespełna lat 10.
Od czasu ustąpienia z byłej Kongresówki władz rosyjskich, kooperacja szkolna zaczęła się tu bardzo gęsto zakrzewiać. A po zdobyciu przez Polskę niepodległości ruch przeniósł się i do innych dzielnic zjednoczonej Rzeczypospolitej. Organizacja kooperatyw uczniowskich w różnych szkołach jest różna, w zależności od wieku i liczby uczestników, od warunków lokalnych i od innych okoliczności. W szkołach powszechnych i niektórych szkołach średnich są to przede wszystkim nieduże sklepiki spółdzielcze, członkowie których poza tym ujawniają nieraz sporadycznie inicjatywę spółdzielczą w najprzeróżniejszych kierunkach samopomocowych, czasem dając jaskrawe dowody wielkiej pomysłowości i solidarności.
W niektórych zaś szkołach średnich, a zwłaszcza w seminariach nauczycielskich, kooperatywy uczniowskie są już bardzo złożonymi stowarzyszeniami, prowadzącymi systematycznie szeroko rozgałęzioną działalność, która zmierza do objęcia całokształtu potrzeb społecznych zrzeszonej młodzieży.
Na przykład spółdzielnia „Przyszłość” przy seminarium nauczycielskim w Pułtusku przedstawia ze siebie bardzo sprawnie funkcjonującą federację pięciu wydziałów, z których każdy ze swej strony jest również federacją pokrewnych sobie działów współpracy koleżeńskiej. A więc Wydział I Gospodarczy obejmuje: sklepiki, księgarnię (książki używane i nowe), kasę zaliczek, introligatornię. Wydział II Bratniej Pomocy: wypożyczalnię podręczników, biuro pośrednictwa pracy, dział zwrotnych zapomóg pieniężnych. Wydział III Oświatowy: bibliotekę, czytelnię, koło miłośników kooperacji, koło meteorologiczne i kółka polonistyczne (czynne przy każdym kursie). Wydział IV Samorządowy: wszystkie samorządy klasowe oraz samorząd internatu. Wydział V Wychowania Fizycznego: wszystkie koła sportowe. Ta malutka „rzeczpospolita spółdzielcza” rozwinęła się stopniowo i doszła do przedstawionej wyżej formy organizacji, której członkowie nie uważają za ostateczną, po licznych dopiero zmianach i udoskonaleniach.
Spółdzielnia w Pułtusku nie jest bynajmniej wyjątkiem. W Zgierzu, w Białymstoku i w szeregu innych miejscowości mamy kooperatywy uczniowskie, posiadające nie mniej szeroki zakres działalności i nie mniej dobrze funkcjonujący aparat organizacyjny, wszędzie dostosowany do miejscowych potrzeb i warunków, a pomyślany i udoskonalany przez samą zrzeszoną młodzież.
Ale nawet malutkie spółdzielnie dziatwy szkół powszechnych, gdy mają odpowiednio przygotowanych opiekunów-nauczycieli, wykazują sprawną i bardzo ożywioną działalność, dając na każdym kroku jaskrawe dowody, że są niezastąpionymi wprost czynnikami wychowania i wykształcenia społecznego. Dużo w tym względzie interesujących materiałów posiada Związek Spółdzielni Spożywców. Niektóre z nich można znaleźć w rocznikach tygodnika spółdzielczego „Spólnota” oraz dodatku ilustrowanym do wyczerpującego podręcznika „Spółdzielnie Uczniowskie”, napisanego przez Franciszka Dąbrowskiego, a wydanego w r. 1925 przez Związek Sp. Spoż.
Jednak wszystko to się odnosi do kooperatyw dobrze funkcjonujących. Ale czy wszystkie dobrze funkcjonują? Na pytanie to, niestety, nie można dać dokładnej odpowiedzi, gdyż nad całością ruchu nie jest roztoczona opieka i kontrola oraz nie ma żadnej w tym względzie statystyki.
Kooperatywy szkolne są w Polsce dotąd organizacjami, zależnymi wyłącznie od stosunków w każdej poszczególnej szkole. Urzędowego czuwania ze strony wyższych władz szkolnych nad nimi nie ma. Odnosząc się w zasadzie życzliwie do spółdzielczego ruchu uczniowskiego, Ministerstwo Oświaty już w roku 1922 zezwoliło wprawdzie Związkowi Spółdzielni Spożywców na udzielanie kooperatywom uczniowskim pomocy instrukcyjnej, którą Związek w miarę swych sił i możności dotąd wykonywa. Działalność ta, oczywiście, nie jest i nie może być wystarczającą. Obejmuje ona zaledwie nikłą cząstkę ogółu spółdzielni uczniowskich. Najprawdopodobniej korzystają z niej spółdzielnie najlepsze, które same się zwracają o porady i pomoc. Te kilkadziesiąt czy sto kilkadziesiąt spółdzielni instruowanych stanowi kroplę w morzu polskiego szkolnictwa, A jak pracują inne spółdzielnie? Prawdopodobnie znacznie gorzej od instruowanych. Bardzo być może, że olbrzymia ich większość źle funkcjonuje i, zamiast spełniać pożyteczną rolę wychowawczą, wnosi demoralizację społeczną w środowisko dziatwy i młodzieży.
Zastanawia fakt na pozór drobny, ale upewniający do niezbyt pocieszających przypuszczeń. Oto gdy broszurka Klugego rozeszła się w pierwszym okresie tworzenia szkolnictwa polskiego aż w 11 000 egzemplarzy, doskonały podręcznik Dąbrowskiego rozszedł się dotąd od wiosny 1925 roku zaledwie około 2500 egz. pomimo że mamy już bardzo szeroko rozbudowane szkolnictwo. Widocznie więc wiele kooperatyw uczniowskich upadło dzięki nieumiejętnej opiece, a bardzo wielu nieprzygotowanych należycie opiekunów zniechęciło się po nieudanych próbach do tej pracy.
A jeśli tak jest – tę główną przyczynę złego szukać należy w niedostatecznym przygotowaniu nauczycielstwa, co można by było poniekąd naprawić drogą odpowiednich obowiązkowych kursów, oraz w nie dość szeroko rozbudowanej akcji instrukcyjno-kontrolującej.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w kwartalniku „Praca i Opieka Społeczna” zeszyt 4, 1928, rok VII, wydawanego przez Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, uwspółcześniono pisownię wedle obecnych reguł.
Tekst ukazał się wcześniej na portalu Lewicowo.pl.