Położenie spożywcy [1923]

20

„Bierzmy swoje sprawy w swoje własne ręce”

I

KTO JEST SPOŻYWCĄ?

Każdy jest spożywcą

Każdy z nas musi zaspokoić swój głód, musi się odziać, musi gdzieś mieszkać. Ażeby to zrobić, każdy z nas musi kupić żywność, odzież, wynająć mieszkanie. Kupione lub przygotowane przez siebie przedmioty każdy z nas zużywa, czyli spożywa. Każdy z nas zatem jest spożywcą: bogaty czy biedny, dorosły czy dziecko, mężczyzna czy kobieta, rolnik czy robotnik, chłop czy dziedzic, bankier, fabrykant, a nawet nędzarz największy.

Każdy musi sobie przedmioty do zaspokojenia jego potrzeb służące kupić, przygotować lub dostać od kogokolwiek.

Toteż sprawa otrzymania tych przedmiotów, sprawa zaopatrzenia się w żywność, odzież, obuwie, mieszkanie – jest sprawą bardzo ważną dla wszystkich ludzi.

Nie dla wszystkich sprawa zaopatrzenia się w przedmioty pierwszej potrzeby jest równie ważna

Nie dla wszystkich atoli jednakowo. Jednym to zaopatrzenie przychodzi bardzo łatwo, innym trudniej, a jeszcze innym wypełnia życie całe mozolnym wysiłkiem dla zdobycia swego chleba powszedniego. Jeden, gdy sprzeda wyroby ze swej fabryki, towary ze swego sklepu, produkty ze swego gospodarstwa – to już mu nie tylko bardzo łatwo nabyć potrzebne artykuły pierwszej potrzeby, ale może sobie pozwolić i na zbytki: na wykwintne jedzenie i trunki, na teatr i muzykę w niedzielę, a nawet na konie, powozy i samochody.

Byleby tylko dobrze sprzedał to, co w jego fabryce, na jego roli, w jego warsztacie się wyrabia, albo co w jego sklepie się znajduje. Toteż dla takiego zaopatrzenie się w artykuły pierwszej potrzeby nie gra wielkiej roli: dla niego ważniejsze jest, aby sprzedawał dobrze swój towar albo produkt. Ważniejsze są dla niego jego interesy, jako przedsiębiorcy czy to przemysłowca, czy rolnika, czy kupca, niż jako spożywcy.

Sprawa zaopatrzenia, czyli interes spożywcy, najważniejsza jest dla ludzi sprzedających swą pracę

Dopiero ten, kto skąpy grosz jako zapłatę za swą pracę do domu przyniesie, ten, kto wspólnie z żoną dobrze się nagłowić musi, co najpierw kupić, jaką dziurę załatać, jaką potrzebę zaspokoić – dla tego dopiero najważniejszą sprawą jego życia codziennego staje się zaopatrzenie w przedmioty pierwszej potrzeby, dla niego najważniejszym interesem jest jego interes jako spożywcy.

Wysokie zarobki nie poprawią położenia spożywcy

Przez długi czas robotnicy i pracownicy sądzili, że byle uzyskali lepsze zarobki, to już i sprawa zaopatrzenia się w przedmioty pierwszej potrzeby będzie załatwiona, gdyż za zwiększone zarobki można będzie łatwo nabyć wszelkie potrzebne przedmioty. Okazało się jednak, że samo podniesienie zarobków sprawy nie załatwia. Każde podniesie zarobków odbija sobie przedsiębiorca przez podniesienie ceny na swoje wyroby lub towary, a w ten sposób zwiększa się i ogólna drożyzna, wzrastają ceny i na przedmioty pierwszej potrzeby. I znowu kwestia zaopatrzenia się w przedmioty pierwszej potrzeby staje się najważniejszą sprawą dla robotnika czy pracownika.

Ludzie żyjący ze swej pracy przedstawiają interesy spożycia

Tym sposobem jakkolwiek wszyscy ludzie są spożywcami, to jednak sprawy zaopatrzenia się w przedmioty pierwszej potrzeby, czyli sprawy spożycia, najważniejsze są dla ludzi żyjących ze swej pracy. O ich to zatem położeniu będziemy mówić przede wszystkim w tej książce.

II

W JAKI SPOSÓB ODBYWA SIĘ OBECNIE ZAOPATRZENIE SPOŻYWCY W PRZEDMIOTY PIERWSZEJ POTRZEBY

Kupno i sprzedaż

Każdy z nas, chcąc się zaopatrzyć w żywność czy odzież, czy obuwie, czy w ogóle w jakiekolwiek potrzebne mu przedmioty – musi je kupić w sklepie, w kramiku, na straganie, na targu lub gdziekolwiek indziej od kupca lub kramikarza, który te przedmioty sprzedaje. Rzadko kto sam sobie przygotowuje potrzebne mu przedmioty, a nawet rolnik, który znaczną część żywności czerpie ze swego własnego gospodarstwa, musi kupować bardzo wiele przedmiotów, jak sól, nafta, cukier, odzież, obuwie, naczynia, których gospodarstwo jego nie dostarcza. A już robotnik miejski lub urzędnik albo jakikolwiek inny mieszkaniec miasta nic nie wytwarza sobie sam – chyba że jest rzemieślnikiem i prowadzi swój własny warsztat.

Robotnik najemny choćby nawet pracował w fabryce obuwia lub czapek, to i tak wyrobione przez siebie buty albo czapkę musi kupić, i to najczęściej nie wprost z fabryki, ale z drugich czy dziesiątych rąk gdzieś w sklepie.

Kto zajmuje się dostarczaniem potrzebnych nam przedmiotów

Rzadko też kupujemy przedmioty nam potrzebne prosto od tych, którzy zajmują się ich wyrobem, czyli wytwarzaniem. Czasem kupimy buty od szewca, ubranie od krawca, masło i jaja albo mleko na targu od chłopa. Najczęściej jednak kupujemy nawet już buty i ubranie w sklepie z obuwiem lub gotowymi ubraniami lub też kupujemy w sklepie materiał na ubranie, nawet jajka i mleko, szczególnie w większych miastach, kupujemy w sklepach lub od przekupek. Są więc ludzie, którzy zajmują się dostarczaniem nam tych przedmiotów, którzy pośredniczą między nami a tymi, którzy potrzebne nam przedmioty wytworzyli. Ludzie ci, o których mówimy, że się trudnią handlem, są zatem pośrednikami handlowymi.

Znamy ich również pod nazwą kupców, sklepikarzy, przekupniów, handlarzy itp.

Jak opłacamy pośredników

Oczywiście pośrednicy handlowi, którzy zaopatrują nas w różne przedmioty, nie czynią tego za darmo. Przeciwnie, cały ten swój proceder, czyli handel, prowadzą oni nie dla czego innego, jeno dla zarobku, dla zysku. Już fabrykant czy właściciel kopalni, warsztatu lub pracowni, który odbiera przedmioty z rąk robotników i techników, którzy je wykonali, wydobyli z ziemi lub przygotowali, nie sprzedaje ich po takiej cenie tylko, aby pokryć swoje koszty, tj. wydatki poniesione na prowadzenie przedsiębiorstwa, ale sprzedaje je z zyskiem. Oczywiście dąży on do tego, ażeby ten zysk był możliwie największy, a gdyby go nie miał – nie prowadziłby wcale swego przedsiębiorstwa.

Ale fabrykant, właściciel kopalni, wielkiego majątku ziemskiego, a nawet większego warsztatu lub pracowni nie sprzedaje towarów wprost tym, którzy ich potrzebują. Nie utrzymuje on sklepów ani magazynów, ale towary ze swej fabryki sprzedaje znowu pośrednikom – wielkim kupcom, których nazywamy hurtownikami. Najczęściej towar z rąk hurtowników nie idzie jeszcze do sklepikarzy i kupców detalicznych, ale przechodzi przez ręce całego szeregu pośredników, kupców pomniejszych, hurtowników z mniejszych miast i miasteczek, agentów, faktorów, maklerów i jak ich tam jeszcze nazywają. Każdy z tych pośredników kupuje towar po niższej cenie, a sprzedaje go następnemu z zyskiem, czyli drożej. Im więcej rąk przejdzie towar zanim dojdzie do rąk spożywcy, im więcej pośredników będzie nim handlować, tym się staje droższy, tym więcej musi spożywca za niego zapłacić.

Czy pośrednikowi płacimy tylko za jego pracę

Oczywiście jest rzeczą niemożliwą, aby każdy z nas biegał do fabryki lub na wieś do rolnika po każdą rzecz, która mu jest potrzebna. Muszą być ludzie, którzy się specjalnie zajmować będą dostarczaniem rzeczy potrzebnych spożywcom, ich przewozem, rozdziałem, przeważaniem i wydawaniem. Jest to praca tak samo potrzebna, jak i praca przy wytwarzaniu towarów.

Wiemy, że przewozem towarów trudnią się okręty lub koleje, które są w posiadaniu wielkich kapitalistycznych towarzystw akcyjnych lub państwa; wiemy również, że podziałem, rozważaniem i dostarczaniem towarów zajmują się kupcy, sklepikarze itp. pośrednicy.

Otóż już przy przewozie towarów spostrzegamy, że oprócz wynagrodzenia za pracę, jakie w cenie towarów my, spożywcy, opłacamy dla pracowników kolejowych – robotników, maszynistów, palaczy, konduktorów i urzędników – i okrętowych – marynarzy, kapitanów, robotników portowych – opłacamy również jeszcze wysokie dywidendy dla właścicieli akcji towarzystw kolejowych i okrętowych, którzy żadnej pracy przy przewozie towarów nie wykonują.

Istnieje więc tutaj pewien dochód bez pracy, który my, spożywcy, jak już wyżej wspomnieliśmy, opłacamy w cenie towarów, ponieważ cena towaru nam dostarczonego podwyższona została nie tylko o wynagrodzenia za pracę wykonaną przy zaopatrywaniu nas w towary, ale i o ten właśnie dochód bez pracy przywłaszczany sobie przez pośredników kapitalistycznych.

Czy kupcy i sklepikarze otrzymują również dochód bez pracy

Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że sklepikarze, a nawet więksi kupcy, pobierając swój zysk przy sprzedaży towarów, odbierają tylko w ten sposób zapłatę za swą pracę, za to, że się o towar postarali, jego sprowadzeniem się zajęli, podjęli się trudu rozdzielenia go pomiędzy poszczególnych spożywców.

Oczywiście, że tam, gdzie kupiec zajmuje się osobiście prowadzeniem swego handlu, gdzie sam on organizuje swoje przedsiębiorstwo, tam w zysku jego mieści się również i wynagrodzenie za jego pracę i trudy poniesione z tego powodu.

Uderza nas jednak to, że o ile trudno jest, a nawet niemożliwe prawie człowiekowi żyjącemu tylko z wynagrodzenia za pracę: urzędnikowi, nauczycielowi, robotnikowi – stać się człowiekiem bogatym lub choćby tylko zamożnym, o tyle kupcy i handlujący, a nawet sklepikarze, bogacą się stosunkowo łatwo, a bogaciliby się jeszcze łatwiej, gdyby nie ich wzajemna konkurencja między sobą. Zjawisko to widzimy nie tylko w czasach wojennych, ale i w tak zwanych czasach normalnych.

Czyżby zatem praca kupca lub sklepikarza miała być lepiej wynagradzana niż praca nauczyciela, profesora uniwersytetu, technika, nie mówiąc już o robotniku?

Przecież subiekt w dużym sklepie lub handlu, opłacany przez właściciela sklepu, spełnia te same czynności co i samodzielny kupiec w mniejszym sklepie, a jednak najczęściej przymiera głodem, a o zbogaceniu się marzyć nie może.

Tam właśnie, w wielkich magazynach i przedsiębiorstwach handlowych, zarówno hurtowych, jak i detalicznych, obserwować możemy, że zysk kupca zawiera nie tylko wynagrodzenie za pracę, ale i pewien dochód bez pracy, który przyjęto nazywać oprocentowaniem kapitału, ale który, jak się możemy przekonać, przede wszystkim stwarza ten kapitał, który następnie znowu upomina się o swoje oprocentowanie.

W wielkich bowiem przedsiębiorstwach handlowych, gdzie właściciel skapitalizował już część swego dochodu poprzedniego, często bardzo porzuca on osobistą swą pracę w swoim przedsiębiorstwie i wynajmuje sobie kierownika, któremu opłaca pensję. Pomimo tego otrzymuje on z przedsiębiorstwa dochody znaczne, większe niż pensja kierownika, większe częstokroć nawet od płac wszystkich zatrudnionych w jego przedsiębiorstwie osób.

Nawet drobny sklepikarz przy szczęśliwych warunkach, przy tzw. dobrej koniunkturze handlowej, jest w stanie zarobić znacznie więcej, niż mógłby gdziekolwiek otrzymać za swą pracę, wcale zresztą nie powiększając swoich wysiłków i nie pracując więcej niż zwykle. Bywa tak na przykład przy rosnących cenach towarów podczas wojny lub w innych warunkach.

Otóż pośrednictwo prywatne i cały obecny sposób zaopatrywania spożywców w towary daje możność, poza wynagrodzeniem za pracę, otrzymywać jeszcze pewien dochód niezależny od pracy, czy to fizycznej, czy umysłowej, dochód bez pracy, a dochód ten zmuszeni są opłacać spożywcy w cenach towarów.

Spożywca opłaca zbyteczne pośrednictwo

Dochód bez pracy, łatwość zarobku pociągają do szeregu pośredników więcej ludzi, niż ich tam potrzeba. Według przybliżonych obliczeń samych drobnych sklepików kolonialnych przypada jeden na 50 do 100 rodzin spożywców, gdy tymczasem jeden taki sklepik wystarczyłby zupełnie dobrze na 400-500 rodzin. Jeden z francuskich pisarzy spółdzielczych podaje obliczenia, według których we Francji co dziesiąta osoba zajmuje się handlem pod różnymi jego postaciami. U nas sprawa ta przedstawia się jeszcze gorzej. Miasta i miasteczka nasze przepełnione są olbrzymią masą żydowskich pośredników, handlarzy i faktorów. Prócz tego istnieją również pośrednicy, kupcy i handlarze Polacy, tak że jeśli we Francji co dziesiąta rodzina utrzymuje się z pośrednictwa i handlu, to u nas w Polsce z pośrednictwa utrzymuje się znacznie więcej.

Zmniejsza to oczywiście zarobki poszczególnych pośredników, ale zwiększa ogromnie ciężary, jakie spożywcy ponosić muszą na utrzymanie takiej olbrzymiej masy niepotrzebnych pośredników.

Tenże sam autor francuski podaje następujące liczby, dające pojęcie o haraczu, jaki składać musi spożywca na rzecz pośrednictwa.

„Najlepszy gatunek pomarańcz kosztuje na miejscu u producentów około 2 centymów (3/4 kopiejki przedwojennej). Tę samą pomarańcz sprzedają detaliści po 15-20 centymów. Za ryż płaci się w Marsylii (porcie francuskim) 34 franki za 100 kilogramów (przed wojną). W Paryżu ten sam ryż sprzedają detaliści w stosunku 115 franków za 100 kilogramów. Ubranie, które w fabryce kosztuje 12 franków – w sklepie sprzedają po 35 franków itd., itd.”.

Widzimy z tego, że koszty pośrednictwa podnoszą cenę towaru nieraz trzy, cztery, a nawet pięć razy, zależnie od rodzaju towaru, miejsca i warunków.

Oczywiście są tam rzeczywiste koszty przywozu, wynagrodzenie za pracę przy przewozie, rozdziale i sprzedaży, ale główną część tych olbrzymich sum stanowi zysk pośredników rozmaitego rodzaju, przez których ręce przechodzić musi każdy towar.

Takim więc sposobem spożywca na swoich barkach dźwigać musi olbrzymi ciężar utrzymania całej masy pasożytów niepotrzebnych i zbytecznych i, sam nie dojadając, tuczy swoją pracą bandę próżniaków.

III

JAKIE SKUTKI POCIĄGA DLA SPOŻYWCY OBECNY SPOSÓB ZAOPATRZENIA W PRZEDMIOTY PIERWSZEJ POTRZEBY

Zasady obecnego systemu

Jak widzimy z powyższego, cała ta najważniejsza dla wszystkich ludzi sprawa zaopatrzenia spożywców w przedmioty wszelkiej potrzeby opiera się obecnie w ogromnej większości wypadków na zasadzie prywatnego przedsiębiorstwa prowadzonego dla zysku jednostki czy jednostek będących jego właścicielami. Skutkiem tej zasady zarówno produkcja, tj. wytwarzanie przedmiotów, jak i wymiana, tj. handel nimi, nie uwzględniają na pierwszym miejscu interesu spożywców, co jest ich właściwym celem, ale mają przede wszystkim na widoku jak największy zysk właściciela przedsiębiorstwa. Skutki prowadzenia przemysłu i handlu celem uzyskania jak największego zysku dają się najwięcej odczuwać podczas wielkich wstrząśnień gospodarczych, jak np. podczas ostatniej Wielkiej Wojny.

Prawo podaży i popytu

Kupcy i przemysłowcy wyzyskują wtedy szczególniej w całej pełni tzw. prawo podaży i popytu. Prawo to polega na tym, że im mniej jest jakichkolwiek potrzebnych przedmiotów w sprzedaży, im więcej daje się odczuwać ich brak, tym więcej gotowi są za nie ludzie zapłacić, aby je tylko otrzymać. Tym sposobem wzrasta cena tych przedmiotów, a z nią i zysk kupca i fabrykanta. W interesie zatem kupców i fabrykantów obecnych leży, aby przedmiotów potrzebnych nie było dużo, gdyż wtedy cena ich wzrasta. Zupełnie coś przeciwnego leży w interesie spożywcy i w ogóle całego społeczeństwa, któremu powinno zależeć na tym, aby wszelkich użytecznych przedmiotów było jak najwięcej, aby każdy mógł łatwo i tanio zaspokoić swoje potrzeby. Ponieważ przemysł i handel są w rękach przedsiębiorców prowadzących je dla zysku, przeto już dawno doszłoby do ograniczenia przez nich produkcji, gdyby nie to, że wielkie zyski przyciągają nowych przedsiębiorców i wytwarzają między nimi konkurencję, a obok tego drobny zysk przy wielkiej ilości wytwarzanych lub sprzedawanych przedmiotów równoważy częstokroć duży zysk, jeżeli produkcja lub obrót są niewielkie.

Zmowy fabrykantów i kupców

Obie te przyczyny nie zawsze jednak działają, a nawet można powiedzieć, że działają coraz mniej. Ponieważ prowadzenie wielkich fabryk i wielkich domów handlowych więcej się opłaca niż drobnych warsztatów i handelków, stopniowo zatem w miarę bogacenia się wielkich kupców, fabrykantów i bankierów (bankierzy i tzw. finansiści są przeważnie właścicielami akcji wielkich przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych) wielkie przedsiębiorstwa przemysłowe i handlowe stają się własnością coraz mniejszej ilości ludzi. Coraz łatwiej zatem o porozumienie się między nimi, aby sobie „ceny nie psuć” i wzajemnie ze sobą nie konkurować. I oto jesteśmy świadkami zmów kapitalistycznych wielkich fabrykantów i finansistów, znanych pod różnymi cudzoziemskimi nazwami syndykatów, karteli, trustów itp.

Zmowy te dotyczą początkowo ustalenia wspólnych cen, poniżej których nikomu z nich sprzedawać nie wolno. Gdy to nie wystarcza, zmawiający oprócz ceny wyznaczają dla każdego ilość towaru, jaką w swojej fabryce może wyprodukować, ograniczając produkcję potrzebnych przedmiotów, aby tylko powiększyć ich cenę. Powiększenie ceny wynagradza im wówczas stratę zysków wskutek zmniejszenia ilości produkowanych przedmiotów. Trusty wreszcie obejmują wszystkie wchodzące w zmowę fabryki i przedsiębiorstwa jakby we wspólną własność, gwarantując wszystkim ich właścicielom powiększony dochód z akcji (dywidendę), przy czym najczęściej część fabryk zamykają, ograniczając produkcję celem osiągnięcia wyższej ceny sprzedażnej przy usunięciu konkurencji.

Czy spożywca odczuwa zmowy wielkich kapitalistów

Te zmowy wielkich kapitalistów odbywają się tak daleko od nas, spożywców, często w innych, bardzo dalekich krajach, jak np. w Ameryce, że nieraz nawet o nich nie wiemy albo też zdaje się nam, że one nas wcale nie dotykają. Tak jednak nie jest. Wiemy dobrze, że w dzisiejszym życiu gospodarczym wszystko jest zależne jedno od drugiego, wszystko ze sobą razem splątane. Jeżeli w Ameryce nie urodzi się zboże, to i u nas cena na nie pójdzie w górę, bo go stamtąd do nas przywieźć nie będzie można. Nawet gdybyśmy z Ameryki zboża nie sprowadzali, to i tak w razie nieurodzaju tamtejszego ceny u nas poszłyby w górę, ponieważ przy podniesieniu się wskutek nieurodzaju cen w Ameryce mogłoby się kupcom opłacić od nas zboże do Ameryki wywozić. Tak jest i z innymi produktami. Jeżeli gdziekolwiek na świecie ceny się na nie podnoszą, to zaraz podnoszą się również ceny na te produkty i we wszystkich innych krajach. Więcej jeszcze: jeżeli podnoszą się ceny na chleb, na węgiel, na żelazo itp., to ulegają również zwyżce ceny innych produktów, do fabrykacji których tamte produkty, jak węgiel i żelazo, są potrzebne, albo też wskutek podniesienia się płacy roboczej, wskutek podrożenia żywności. Tak więc i zwyżki cen wywołane przez zmowy wielkich kapitalistów, choćby nawet w Ameryce, odbijają się na cenach, a przez to i na położeniu spożywcy, w kącie zabitym, zdawałoby się, od świata deskami, gdzieś w Polsce. Tym więcej oczywiście odbijają się na położeniu spożywcy zmowy miejscowych fabrykantów, kupców i handlarzy. Zresztą takie wielkie zmowy kapitału są najczęściej międzynarodowe i usiłują zagarnąć w swoje ręce całą produkcję danej gałęzi. Tak np. wielki amerykański trust naftowy usiłuje wykupić galicyjskie rafinerie nafty i kopalnie, jak również zagarnąć kaukaskie zagłębie naftowe. Tak to robotnik i pracownik polski musi się składać na wysokie dywidendy dla finansistów i kapitalistów całego świata.

Ograniczanie produkcji

Zresztą ograniczanie produkcji i powstrzymywanie dopływu towarów na rynek ma miejsce nie tylko przez zmowy. Są chwile, kiedy producenci i kupcy i bez zmowy rozumieją, że korzystniej jest dla nich wyprodukować mniej, ale za to po znacznie wyższej cenie. Ma to miejsce szczególniej przy małych zapasach towarów na rynku, jak np. za czasów ostatniej wojny, kiedy fabrykant i kupiec jest pewny, że towar mu nie zostanie. Naówczas albo produkuje mniej, niż może, albo też przetrzymuje towar w schowaniu, jak to mówią „na pasek”, czekając aż wskutek braku towaru ceny nań pójdą w górę możliwie wysoko, aby je wówczas sprzedać z lichwiarskim zyskiem.

Niszczenie produktów

Nie tylko do ograniczania produkcji uciekają się przedsiębiorcy prywatni celem powiększenia swych zysków z handlu lub przemysłu. Niejednokrotnie doprowadzają oni rozmyślnie do niszczenia produktów, aby tylko na pozostałej reszcie zarobić więcej. Fakty takie miały miejsce już od bardzo dawna. Znane są wypadki wrzucania do morza całych ładunków zboża, aby nie „psuć ceny” na zapasy znajdujące się w magazynach. Podobnie w roku przeszłym czytaliśmy o niszczeniu zboża w Ameryce przez spalanie go zamiast węgla wskutek wielkiego urodzaju, który obniżył ceny tak, że dla ich podwyższenia producenci i handlarze uciekli się aż do takiego środka. To przeciwne naturze i wszelkim naszym pojęciom o moralności społecznej niszczenie rzeczy użytecznych, których wytworzenie lub zebranie kosztowało tyle pracy ludzkiej, i to niszczenie wtedy, gdy milionom ludzi w innych krajach, a wielu nawet w Ameryce, brakowało chleba – jest najsurowszym wyrokiem potępienia na obecny sposób gospodarki społecznej i zaopatrzenia ludzi w potrzebne im przedmioty.

Inne skutki prowadzenia handlu i przemysłu dla zysku przedsiębiorcy

Oprócz chęci ograniczenia ilości produktów w celu osiągnięcia powiększenia ich ceny prowadzenie handlu i przemysłu dla zysku przedsiębiorcy, a nie z wyłącznym celem dostarczania ludziom potrzebnych im przedmiotów, sprowadza inne jeszcze ujemne skutki, z których nie zawsze sobie zdajemy sprawę. Należą tu przede wszystkim nadmierne koszty zbytecznego pośrednictwa, co omówiliśmy już w poprzednim rozdziale, podnosząc, że wskutek łatwego zysku bez pracy pośredników istnieje co najmniej 3-4 razy tyle, niż potrzeba, co sprowadza nieraz kilkakrotne podrożenie towarów.

Koszty reklamy i agentów handlowych

Niezależnie od tego wskutek wytwarzającej się przy tym konkurencji pomiędzy pośrednikami uciekają się oni do różnych sposobów, aby tylko przyciągnąć kupujących do siebie, a odciągnąć od swego konkurenta. Opłacają więc ogłoszenia w gazetach, gdzie zachwalają swoje towary, reklamują się również innymi kosztownymi sposobami, jak przez plakaty i afisze, reklamy świetlne na ulicach i w kinematografach i tysiące innych. Oprócz tego wynajmują kupcy, hurtownicy i przemysłowcy specjalnych agentów handlowych, których zadaniem jest starać się wepchnąć jak największą ilość towaru różnym detalistom, a nawet pojedynczym odbiorcom. Agenci ci pobierają nieraz bardzo wysokie prowizje. Wszystkie te koszty dolicza sobie kupiec lub przemysłowiec przy tak zwanej kalkulacji towaru, tj. przy ustanawianiu jego ceny sprzedażnej, i pobiera je w tej cenie od kupującego. Tym sposobem spożywca ponosi w końcu wszystkie te najzupełniej niepotrzebne wydatki, a natomiast otrzymuje towar nie zawsze taki, jaki byłby dla niego najodpowiedniejszy, ale taki, którego fabrykowanie i sprzedawanie najwięcej się opłaca fabrykantowi i kupcowi.

Fałszowanie produktów

Dla osiągnięcia większego zysku niesumienni fabrykanci i kupcy nie zwracają uwagi na dobry gatunek towaru. Przeciwnie: jeżeli tylko uda im się zły towar taniej wyprodukować lub kupić, a sprzedać równie łatwo jak dobry, to na pewno będą woleli sprzedawać zły towar. Co więcej, dla większego zysku towar bywa w wielu wypadkach podrabiany i fałszowany, częstokroć z wielką szkodą dla naszego zdrowia.

Nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak wiele kupujemy i używamy towarów fałszowanych, a szczególniej środków żywności, i jak wielkie z tego powodu ponosimy straty. Wedle danych miejskiego laboratorium chemicznego w Warszawie, które zajmuje się badaniem środków żywności, w r. 1917 wykryto 22,8% zafałszowań, czyli prawie czwarta część badanych produktów okazała się sfałszowana. Mleko badano 1240 razy, a w 655 wypadkach okazało się ono zafałszowane. Więcej niż połowa mleka w Warszawie ulega zatem zafałszowaniu. Na podstawie tych danych obliczono, że Warszawa traci na fałszowaniu mleka wodą i na fałszowaniu masła kilkaset milionów marek rocznie według cen z r. 1917. Ileż traci cały kraj na fałszowaniu wszystkich produktów? Ten olbrzymi podatek, który opłacają spożywcy, przewyższa na pewno wszystkie bezpośrednie podatki na rzecz państwa.

Oszustwa na wadze i mierze

Jeszcze większe straty ponosi ogół kupujących na oszustwach uprawianych przez prywatnych handlarzy i sklepikarzy na wadze i mierze. Pomimo surowych kar, przewidzianych we wszystkich krajach za takie oszustwa, uprawiane są one w olbrzymich rozmiarach i będą uprawiane dopóty, dopóki handel będzie prowadzony dla osobistego zysku kupca czy handlarza, a nie dla pożytku i dogodności kupujących. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak wiele tracimy co dzień na niedowadze lub złej mierze kupowanych produktów. Częstokroć zdaje nam się, żeśmy coś taniej kupili u prywatnego kupca niż np. w sklepie spółkowym (stowarzyszeniu spożywców), po przeważeniu jednak lub przemierzeniu kupionego towaru okazuje się taki brak, że owe mniemane tańsze kupno staje się o wiele droższe. Nie ma i nie może być liczb, które by mogły przedstawić straty stąd płynące; gdybyśmy jednak obliczyli tę codzienną niedowagę kupowanego chleba, ten brak miary przy kupnie mleka, nie mówiąc już o soli, cukrze, nafcie i innych najkonieczniejszych produktach, to przekonalibyśmy się, że tracimy co najmniej ósmą, a może nawet większą część wydanych pieniędzy wskutek złej miary i wagi w sklepach lub u przekupniów prywatnych, tak że każdy ósmy czy nawet piąty grosz przez nas wydany idzie w ten sposób na marne. Że tak jest, dowodzi opisywany w gazetach jeszcze przed wojną wypadek, że w Kutnie przy przeprowadzonej uczciwie rewizji na kilkadziesiąt sklepów zaledwie kilka miało rzetelne odważniki (ciężarki do wag); we wszystkich innych odważniki nie posiadały przepisanej wagi, a częstokroć miały wprost dziury wywiercone i zapchane ugniecionym chlebem. Podobny wypadek miał również przed wojną miejsce w Sulejowie, małym miasteczku pod Piotrkowem, a gdybyśmy przeprowadzili uczciwą i sumienną rewizję we wszystkich naszych miastach i miasteczkach, to na pewno przekonalibyśmy się, że wszędzie są stosunki podobne, a jeżeli przy kontroli przedstawiane są wagi i miary dobre, to jednak w sklepie istnieją obok tego fałszywe, których się używa przy sprzedaży.

Sprzedaż na kredyt

Jest jeszcze jeden sposób, przy którego pomocy kupiec czy sklepikarz prywatny uzależnia od siebie spożywcę. Sposób ten wydaje się na pozór dobrodziejstwem, a jest w rzeczywistości zaprzedaniem się w niewolę sklepikarzowi przez jego odbiorcę. Jest to kupowanie w sklepiku na kredyt.

Podczas wojny ustało ono prawie zupełnie, bo sklepikarze stali się przy braku produktów takimi panami położenia, że nie potrzebowali zabiegać o odbiorców fałszywymi dobrodziejstwami. Ale gdy tylko łatwiej będzie o towary, gdy wzrośnie znowu konkurencja (współzawodnictwo) między jednym sklepikiem a drugim – naówczas pojawi się na nowo kredyt w sklepikach prywatnych.

Zapytacie ze zdziwieniem, czytelnicy, dlaczego kredyt ma być taki niebezpieczny. Przecież to nieraz ratunek w biedzie i wygoda ogromna i zasługą jest chyba prywatnego sklepikarza, gdy ludziom biednym sprzedaje na kredyt, a nie zbrodnią czy winą.

A jednak kupowanie na kredyt to rzecz bardzo niebezpieczna właśnie dla biednych ludzi, a jeżeli sklepikarz prywatny daje towary na kredyt, to czyni to na pewno nie z dobroczynności, a dla własnego interesu.

Jakiż jednak interes może mieć kupiec w udzielaniu kredytu swoim odbiorcom? Przecież ten i ów go zarwie i na stratę narazi. A jednak kupiec i sklepikarz chętnie sprzedaje na kredyt.

Chce on w ten sposób nie tylko pozyskać sobie odbiorców, ale i przywiązać ich do swego sklepu. Ale przywiązać nie po dobrej woli.

A koszty tego całego systemu, ogromne ciężary tego całego łańcucha pośrednictwa, począwszy od wielkiego fabrykanta i bankiera, a skończywszy na drobnym sklepikarzu, wszystkie te łatwe a olbrzymie zyski bez pracy, często kilkakrotnie przewyższające pierwotną cenę kosztu towaru – ponosi spożywca, ponosi pracownik fizyczny czy umysłowy ze swojej ciężkiej codziennej pracy, ze swoich skromnych, a tak trudnych do powiększenia zarobków.

IV

JAKI WYNALEZIONO ŚRODEK POPRAWY I ZMIANY OBECNEGO POŁOŻENIA SPOŻYWCÓW

Zarobki i ceny

Przez długi czas ludzie uważali obecny sposób zaopatrywania się w produkty pierwszej potrzeby za coś, czego zmienić nie można. O ceny towarów targowano się w sklepach i na rynkach, ale dążenie kupca, fabrykanta i każdego sprzedającego do jak największego zysku uważano za rzecz naturalną, a sam zysk za niewzruszoną podstawę stosunków handlowych. Kupować lub fabrykować tanio, a sprzedawać drogo – stało się uświęconą zasadą i nawet nie przypuszczano, że może być inny porządek rzeczy. Kiedy już zbytnio bieda przycisnęła, to starano się o podniesienie dochodów przez uzyskiwanie podwyżki zarobków lub podnoszenie ceny na wyroby swej pracy. Robotnicy organizowali się w związki zawodowe dla walki o lepsze warunki pracy i płacy. Rolnicy starali się drożej sprzedawać swoje zboże i swoje produkty. Tymczasem jednak zanim uzyskano podwyżkę zarobków – ceny szły w górę i z podwyżki robotnikowi nic się nie zostawało w kieszeni. Zresztą nie zawsze można było osiągnąć podwyżki. Duża ilość bezrobotnych, brak obstalunków w fabrykach, brak organizacji i solidarności wśród robotników doprowadzały nieraz robotników do zupełnej nędzy, a zarobki ich utrzymywały na poziomie ledwie żyć dozwalającym.

Pomysł tkaczy roczdelskich

W tych warunkach w mieście Rochdale w Anglii 28 ubogich tkaczy wpadło w r. 1844 na myśl zaoszczędzania sobie choćby kilku groszy dziennie przez wspólny zakup artykułów pierwszej potrzeby. Wiedzieli oni, że worek mąki w całości można kupić w młynie lub od większego kupca taniej niż tę samą ilość w sklepiku w drobnych ilościach. To samo było z solą, cukrem i innymi towarami, gdyż w ten sposób nie opłacało się zysku drobnego sklepikarza. Postanowili oni zatem wspólnie kupować najpotrzebniejsze towary, a sprowadziwszy je do wynajętego przez siebie sklepiku, rozprzedawać je między siebie. Żeby jednak móc kupić większą ilość towarów, trzeba było mieć większą sumę pieniędzy, której biedni tkacze nie mieli. Postanowili oni zatem składać co tydzień po cztery kopiejki, po roku takiego oszczędzania zebrali dostateczną sumę na zakup pierwszej partii najkonieczniejszych towarów i w ten sposób stworzyli pierwszy sklep spółdzielczy, pierwsze stowarzyszenie spożywców, nazywane również kooperatywą.

Zasady tkaczy roczdelskich

Tkacze roczdelscy nie poprzestali jednak tylko na wspólnym zakupie towarów na swoje potrzeby: gdyby postępowali tylko w ten sposób, to wprawdzie robiliby pewne oszczędności przy zakupach, ale za każdym razem mogliby byli nabyć ściśle taką samą ilość produktów i niewiele by swoje położenie zmienili. Przy tym w razie zepsucia się jakiejś partii towaru, kradzieży lub innej nieprzewidzianej szkody nie mieliby z czego pokryć powstałej stąd straty. Nie mogliby byli również myśleć o wynajęciu własnego sklepu, aby móc łatwiej dzielić między siebie nabyte produkty niż w ciasnym mieszkaniu któregokolwiek z uczestników. Przy tym i drobne oszczędności na cenie wspólnie sprowadzonych produktów nie miałyby w ich gospodarstwie domowym takiego znaczenia jak wtedy, gdy gromadząc się przez czas dłuższy (kwartał, pół roku, rok), przedstawiały dla biednych robotników poważne sumki.

Sprzedaż po cenach rynkowych

Toteż tkacze roczdelscy postanowili sprowadzane przez siebie towary rozprzedawać pomiędzy siebie po cenach mniej więcej takich samych, po jakich sprzedawano je w sklepach prywatnych naokoło, tj. po tak zwanych cenach rynkowych. Tym sposobem tworzyła się przy takiej sprzedaży pewna nadwyżka pieniężna. Nadwyżka ta służyć miała przede wszystkim na zapłacenie wszystkich kosztów sprowadzania towarów, wynajęcia sklepu itp. Reszta zaś tej nadwyżki stanowiła własność członków.

Podział nadwyżki (zysku)

Resztę tę po zamknięciu rachunków za każdy okres (kwartał, półrocze lub rok) stowarzyszenie takie zwracało członkom swoim w tym stosunku, w jakim przez cały okres płacili więcej za towary, niż się należało, to znaczy w stosunku do zrobionych w stowarzyszeniu zakupów. Nazywało się to „dywidendą” albo lepiej: zwrotami od zakupów. Oczywiście, że i złożone przez członków na zakupy pieniądze, które nazwano udziałami, dostawały także swój procent – mniej więcej taki, jaki by członkowie dostali, gdyby pieniądze te złożyli w najbliższej kasie oszczędności.

Równe prawo głosu

Bo też udziały te były tylko oszczędnościami członków wypożyczonymi stowarzyszeniu na zakupy. Składano te oszczędności jak kto mógł: kto zarabiał więcej – dawał więcej, kto mniej – mniej. Ale czy kto złożył więcej, czy mniej – to głos w stowarzyszeniu miał taki sam, bo przecie jak jednemu, tak i drugiemu chodziło o to, aby jak najlepiej przez stowarzyszenie siebie i swą rodzinę w potrzebne produkty zaopatrzyć. Wszyscy w stowarzyszeniu byli równi, tylko dla łatwiejszej gospodarki wybierali kilku spośród siebie do zarządzania sprawami stowarzyszenia. Wybrani członkowie musieli zdać sprawę z tego zarządzania i przedstawić rachunki wszystkim co pewien czas na tak zwanych ogólnych zebraniach (walnych zgromadzeniach).

Fundusz społeczny

Na zebraniach ogólnych zarząd przedstawiał także członkom, ile pieniędzy wpłynęło za sprzedane towary więcej, niż za nie zapłacono wraz ze wszystkimi kosztami, to jest ile wynosi czysta nadwyżka. Zarząd wyliczał również, ile z tej czystej nadwyżki należy zwrócić każdemu członkowi stosownie do poczynionych przez niego zakupów. Członkowie jednak nigdy nie wybierali całej należnej im części nadwyżki, ale część jej pozostawiali w stowarzyszeniu jako tak zwany fundusz społeczny, będący własnością całego stowarzyszenia.

Fundusz ten był zbierany dlatego, aby w razie gdyby przyszedł rok ciężki, w którym stowarzyszenie poniosłoby straty, jak się to czasem musi zdarzyć – członkowie nie potrzebowali dawać pieniędzy na pokrycie tych strat. Straty bowiem pokrywa się wówczas z tego funduszu.

Ale fundusz społeczny, nazywany czasem kapitałem zapasowym, służy jeszcze do czego innego. Oto stopniowo rok za rokiem gromadzi się coraz więcej pieniędzy na tym funduszu. Tym sposobem stowarzyszenie ma możność kupować coraz większą ilość towarów i dostarczać swoim członkom coraz to innych potrzebnych im artykułów. Wkrótce też dzięki funduszowi społecznemu stowarzyszenie ma możność zakładać własne przedsiębiorstwa, a więc piekarnie, masarnie, warsztaty do wyrobu obuwia, odzieży itp.

Powszechność stowarzyszenia

Oczywiście, że stowarzyszenie spożywców, aby móc zakładać takie przedsiębiorstwa, musi nie tylko posiadać duży fundusz społeczny, ale także i wiele udziałów. Musi więc jednać sobie jak najwięcej członków i to nie tylko dla zyskania ich udziałów, ale dlatego, że dla niewielu członków zakładać piekarni się nie opłaci.

W ogóle im stowarzyszenie ma więcej członków, a więc i odbiorców, tym większymi partiami, a zatem i po tańszej cenie może nabywać towary i tym oszczędniej może gospodarować, bo prawie te same koszty (za lokal, światło, po części i inne) rozkładają się na większą ilość odbiorców. Tym sposobem każdy zyskuje na przystąpieniu nowego członka do stowarzyszenia. Toteż stowarzyszenie nie tylko nie tamuje dostępu nowym członkom, ale przeciwnie, stara się zjednoczyć całą ludność w swoim okręgu dla dobra wszystkich i każdego. Nazywa się to powszechnością stowarzyszenia, bo stowarzyszenie chce objąć całą powszechność i dla dobra powszechności pracuje.

Inaczej jest w innego rodzaju spółkach, które powstają nie w celu wspólnego gospodarowania dla poprawy swego bytu, ale dla osiągania zysku z włożonego do interesu kapitału. Takie spółki starają się o ile możności ograniczyć dostęp nowym członkom, aby się nie dzielić z nikim zyskami. Przyjmują nowych członków tylko wtedy, kiedy od nich potrzebują pieniędzy.

Sprzedaż za gotówkę

Ale choćby nawet stowarzyszenie zjednoczyło przy wspólnym sklepie całą ludność swojego okręgu, nie miałoby za co kupować dla niej towarów, gdyby towary te sprzedawało na kredyt. Wówczas bardzo prędko wyczerpałyby się fundusze stowarzyszenia i nie byłoby za co sprowadzać nowych partii towaru, a ludność zniechęcona wycofałaby się ze stowarzyszenia, doprowadzając je do upadku. Otóż od samego początku owi angielscy tkacze z miasta Rochdale postanowili, że stowarzyszenie ich sprzedawać będzie tylko za gotówkę, a wszyscy, którzy później podobne stowarzyszenia zakładali, trzymali się ściśle tego postanowienia.

Wychodziło to na dobre nie tylko stowarzyszeniu, ale i członkom, którzy odzwyczajali się od życia nad stan, od kupowania niepotrzebnych rzeczy, jak się to często przy kupowaniu na kredyt zdarza. Później za to trzeba sobie odmówić nieraz najpotrzebniejszej rzeczy i cierpieć niedostatek i biedę. Postanowienie sprzedaży tylko za gotówkę wychodzi zatem w końcu na dobre samym kupującym.

Stowarzyszenie spożywców dostarcza tylko dobrego towaru

Jeszcze większe korzyści odnoszą członkowie zjednoczeni w stowarzyszeniu spożywców przez to, że oczywiście starają się sprowadzić sobie towar w najlepszym gatunku i unikają nieraz zafałszowań, jakie częstokroć uprawia drobny sklepikarz. Większe stowarzyszenia sprowadzają towar wprost z fabryki albo ze swego związku i unikają również fałszowania towaru, jakie niejednokrotnie uprawiają kupcy hurtowi. Toteż towar w stowarzyszeniu jest na ogół lepszy niż w sklepach prywatnych, a spożywca kupując go, nie ryzykuje nieraz zdrowia swego lub swojej rodziny. Jako przykład niech posłuży wypadek, jaki miał miejsce w Łodzi. Zwróciło tam uwagę sprzedających w sklepie stowarzyszenia, że często przychodziły doń dzieci żydowskie po cukierki. Okazało się, że kupcy i sklepikarze Żydzi nie chcieli swoim dzieciom dawać do jedzenia cukierków, prawdopodobnie fałszowanych i szkodliwych, jakie sprzedawali, ale posyłali je po cukierki do sklepu stowarzyszenia.

Rzetelna miara i waga

Oczywiście, że i waga, i miara w sklepie stowarzyszenia są uczciwe i rzetelne, chyba że stowarzyszenie weźmie nieuczciwego sklepowego, który oszukuje na swoją korzyść, a członkowie i zarząd go nie kontrolują. Samo jednak stowarzyszenie nie ma żadnego interesu dawać nierzetelną miarę i wagę, bo w ten sposób członkowie oszukiwaliby samych siebie. Przy tym każdy członek jest współwłaścicielem sklepu stowarzyszenia, może składać zażalenia do zarządu, a na walnym zgromadzeniu sam wraz z innymi decyduje zarówno o wyborze zarządu, jak i gospodarce stowarzyszenia. Sklep więc stowarzyszenia jest pod władzą i kontrolą ogółu członków, którzy nie dopuszczą przecież, ażeby się w nim działy nadużycia z ich szkodą.

Regulowanie cen

Widzimy zatem, że członkowie stowarzyszenia spożywców oszczędzają przez: gromadzenie nadpłaconych nadwyżek za towary ponad cenę kosztu, wypłacanych im w końcu roku w formie dywidendy od zakupów; otrzymywanie lepszego i niefałszowanego towaru za tę samą cenę; otrzymywanie rzetelnej miary i wagi. Ale największe sumy oszczędzają wskutek działalności kooperatyw nie tylko członkowie stowarzyszenia, ale i wszyscy spożywcy, często nie wiedząc o tym, przez to, że stowarzyszenie reguluje ceny na miejscowym rynku nawet w handlach prywatnych i nie dopuszcza do ich nadmiernego wyśrubowania. Dzieje się to wskutek tego, że stowarzyszenie sprzedaje wprawdzie po cenach rynkowych, ale przestrzega tak zwanej uczciwej kalkulacji. To znaczy, że stowarzyszenie pobiera od swoich członków pewien umiarkowany procent ponad sumę potrzebną na pokrycie ceny zakupu, kosztów sprowadzenia towaru i prowadzenia sklepu. Z konieczności muszą się do tego stosować i kupcy prywatni, gdyż inaczej nikt by u nich nie chciał kupować. Mieliśmy tego niejednokrotne dowody podczas ciężkich czasów wojennych i powojennych. Zdarzało się wtenczas bardzo często, że ceny w handlu prywatnym natychmiast szły gwałtownie w górę na ten towar, którego na razie w kooperatywie zabrakło. Jeszcze niedawno pisano z Wołynia, że z dwóch o trzy mile od siebie leżących miasteczek cena soli była przeszło półtora razy większa w tym, w którym nie było stowarzyszenia spożywców, jakkolwiek przewóz kosztował do obu miejscowości jednakowo.

Jeszcze ciekawszym dowodem tego znaczenia kooperatyw jest ogłoszenie pewnego kupca, które podały francuskie pisma spółdzielcze. Otóż kupiec ów, pragnąc sprzedać swój sklep, między innymi zachęcającymi do kupna wiadomościami napisał w ogłoszeniu: „Na miejscu nie ma kooperatywy”!

Społeczno-wychowawcze znaczenie kooperatywy

Tym wszystkim nie wyczerpują się jeszcze korzyści, jakie ogół społeczeństwa, a szczególniej warstwy niezamożne, odnoszą ze stowarzyszeń spożywców, czyli kooperatyw. Jak widzieliśmy, przy dotychczasowym sposobie zaopatrywania ludności w artykuły pierwszej potrzeby ludność ta, stanowiąca ogół społeczeństwa, jest zupełnie pozbawiona wszelkiego wpływu na tę najważniejszą dziedzinę życia społecznego. Cała gospodarka w tej dziedzinie jest w rękach prywatnych osób, które kierują nią do woli, stosownie do swego własnego interesu. W stowarzyszeniach spożywców całą gospodarką, całą sprawą zaopatrzenia ludności w niezbędne jej artykuły kieruje ogół w tych stowarzyszeniach zorganizowany stosownie do swoich, to znaczy ogólnych interesów. Kieruje on tymi sprawami albo bezpośrednio na walnych zgromadzeniach swego stowarzyszenia, albo pośrednio przez osoby przez siebie w tym celu wybrane, to jest zarząd i radę. W ten sposób nie tylko sprawy polityczne, ale i gospodarcze opierają się na zasadach demokratycznego samorządu. Ogół zaś ludności, biorąc w swoje ręce sprawy, od których był dotychczas odsunięty, zaznajamia się z nowymi dla siebie dziedzinami życia gospodarczego. W ten sposób ogół ten wyrabia się i kształci, nabiera nowych wiadomości i umiejętności samodzielnego prowadzenia wspólnej gospodarki – jednym słowem staje się świadomym i wyrobionym obywatelem kraju.

Praca oświatowa

Tym więcej, że stowarzyszenia spożywców nie zaniedbują również i pracy oświatowej wśród swoich członków.

Już pierwsze stowarzyszenie założone przez tkaczy z Rochdale postanowiło nie zwracać członkom całej nadwyżki pobranej przy sprzedawaniu im towarów, ale część jej, obok tworzenia funduszu społecznego, przeznaczać na szerzenie oświaty wśród członków.

Odtąd wszystkie dobrze prowadzone stowarzyszenia spożywców starają się nie tylko zaopatrywać swych członków w przedmioty pierwszej potrzeby i poprawić ich byt materialny, ale również podnieść ich pod względem oświatowym i społecznym. W tym celu stowarzyszenia spożywców sprowadzają książki i pisma i zakładają biblioteki i czytelnie, urządzają kursy, odczyty i pogadanki, wieczornice, koncerty i przedstawienia teatralne, jednym słowem starają się szerzyć wśród swych członków kulturę i oświatę, wnosić do ich życia jak najwięcej radości i wesela.

Znaczenie związków spółdzielczych

Gdyby stowarzyszenia spożywców działały tylko w pojedynkę, mogłyby co najwyżej dla swych członków i dla całego ogółu zastąpić prywatne sklepiki i sklepy detaliczne. Nie uchroniłyby one przeto ogółu spożywców od wyzysku ze strony wielkich firm handlowych, kupców hurtowników, fabrykantów i wielkich akcyjnych przedsiębiorstw. Największe nawet z nich nie byłyby w stanie zająć się wyrobem potrzebnych ludności przedmiotów, oprócz co najwyżej zakładania piekarni, jatek, masarni, niewielkich warsztatów krawieckich i szewskich. Sprowadzanie w wielkich ilościach towarów z zagranicy, prowadzenie wielkich fabryk przechodzi możność największych nawet stowarzyszeń spożywców, ponieważ wszyscy ich członkowie nie mogliby zużyć tak wielkich ilości towarów. Dlatego też bardzo rychło stowarzyszenia spożywców łączą się w związki albo tak zwane hurtownie spółdzielcze. Związki te zajmują się zakupem hurtowym, to jest w wielkich ilościach, całymi wagonami, towarów i sprowadzaniem z zagranicy tych artykułów, których kraj nie może dostarczyć (towary kolonialne, kawa, herbata). Zdobywszy dostateczne kapitały, związki te przechodzą do zakładania własnych fabryk, zakładów przemysłowych, a nawet gospodarstw rolnych.

Tym sposobem coraz więcej przedsiębiorstw zajmujących się zaopatrywaniem ludności w niezbędne jej artykuły przechodzi w ręce i zawiadywanie tejże ludności, zorganizowanej w kooperatywach. Przedsiębiorstwa te są urządzane i prowadzone stosownie do potrzeb tej ludności i w jej interesie i pracują dla podniesienia ogólnego dobrobytu, a nie dla korzyści i zbogacenia nielicznych jednostek.

V

CO OSIĄGNIĘTO JUŻ DOTĄD NA DRODZE WZAJEMNEJ POMOCY W KOOPERATYWACH, CZYLI STOWARZYSZENIACH SPOŻYWCÓW

Jak się rozwinął sklep pionierów roczdelskich

W poprzednim rozdziale mówiliśmy o tkaczach roczdelskich, którzy pierwsi wpadli na pomysł założenia sklepu na zasadach spółdzielczych, czyli pierwszego stowarzyszenia spożywców. Obaczmy, jak się rozwinęło to pierwsze stowarzyszenie.

Liczyło ono na początku 28 członków, którzy wynajęli mały sklepik w ubogiej dzielnicy miasta i sprzedawali w nim z początku dwa razy na tydzień wieczorami. Korzyści stowarzyszenia rychło zjednały mu coraz to nowych zwolenników. W siedem lat później stowarzyszenie liczy już przeszło 600 członków, wynajmuje piętro nad sklepem na biuro i salę zebrań. Sklep jest już otwierany codziennie. W rok później stowarzyszenie organizuje własne warsztaty szewskie i krawieckie i kupuje pierwszą nieruchomość na składy. W r. 1867 stowarzyszenie buduje olbrzymi gmach centralny. Najwyższe piętro zajmuje w nim sala zebrań na 2000 osób, na dolnych piętrach mieszczą się biura, czytelnia, biblioteka, pracownie naukowe i poczekalnie. Parter zajmują sklepy wszelkich potrzebnych produktów, a więc jatki z mięsem, cukiernia, sklep z pieczywem, sklepy bławatne, kolonialne, z ubraniami, z meblami i księgarnia.

Obecnie stowarzyszenie oprócz tych składów centralnych posiada kilkadziesiąt sklepów filialnych w mieście przeważnie we własnych domach. Obok sklepów stowarzyszenie prowadzi wydział ubezpieczeń, kasę pogrzebową, kasę chorych, kasę oszczędnościową i inne urządzenia dla korzyści swych członków, których liczba wynosi kilkadziesiąt tysięcy. Istnieje więc wydział budowlany, budujący domki dla członków stowarzyszenia na dogodne spłaty. Jest również laboratorium chemiczne dla badania dobroci artykułów spożywczych.

Stowarzyszenie nie zapomina i o oświacie swych członków. Już w r. 1855 założyło pierwszą szkołę dla dzieci, po tym zorganizowało stałe kursy dla dorosłych, a wreszcie cały uniwersytet ludowy.

Widzimy więc, jak wielkie bogactwa zgromadziło stowarzyszenie założone przez 28 ubogich tkaczy. Wszystkie te bogactwa służą dobru ogólnemu wszystkich członków stowarzyszenia, przynoszą im coraz to większy pożytek i korzyści. A przecież stowarzyszenie sprzedawało nie drożej, ale częstokroć taniej niż w sąsiednich sklepach prywatnych i mimo to w ciągu swego istnienia potrafiło zaoszczędzić swym członkom 20 milionów rubli w złocie (tj. około 180 miliardów obecnych marek), które im wypłacone zostały w formie zwrotów (dywidendy) od zakupów.

Stowarzyszenie spożywców w Leeds

Stowarzyszenie tkaczy roczdelskich, czyli, jak je nazwali, Stowarzyszenie Sprawiedliwych Pionierów z Rochdale, nie było i nie jest jedynym stowarzyszeniem, które się w ten sposób rozwinęło. Za jego wzorem zakładano najsamprzód w Anglii, a następnie na całym świecie stowarzyszenia spożywców, które wszędzie rozwijają się doskonale. Do największych stowarzyszeń w świecie należy stowarzyszenie w angielskim mieście Leeds. Stowarzyszenie to, które kiedyś zaczynało od tego, że towar do sklepu przynosił raz na tydzień jeden z członków zarządu w worku na plecach, liczy obecnie blisko sto tysięcy członków. Posiada ono w mieście 98 sklepów kolonialnych, 76 sklepów z mięsem, 27 sklepów bławatnych i galanteryjnych, 18 sklepów z obuwiem, 5 z gotowymi ubraniami, 6 z rybami oraz 17 składów opałowych. Stowarzyszenie posiada własny port rzeczny połączony z linią kolejową, 183 własne wagony kolejowe, 81 koni oraz odpowiednią ilość platform i wozów. Z wytwórni stowarzyszenie prowadzi olbrzymi młyn (przeszło sto tysięcy korców produkcji rocznej), piekarnię (około 2 milionów bochenków chleba rocznie), fabrykę szczotek, stolarnię, rzeźnię, pralnię, fabrykę gotowych ubrań, obuwia i inne.

Hurtownia Spółdzielcza Angielska

Do największych jednak rezultatów doszedł związek angielskich stowarzyszeń spożywców dla wspólnych hurtowych zakupów, czyli tak zwana Hurtownia Spółdzielcza. Jest ona największym przedsiębiorstwem handlowo-przemysłowym w Anglii, a bodaj i w całym świecie. Jej fabryki i zakłady przemysłowe są największe w danej gałęzi w kraju tak przemysłowym jak Anglia. Jej obroty handlowe przewyższają bez mała trzykrotnie cały handel zagraniczny (wywóz i przywóz) Polski, a kapitały obrotowe są dwukrotnie większe niż cały zapas banknotów będący w obiegu w Polsce. Oto proste wyliczenie zakładów przemysłowych tego kolosa: 9 młynów parowych (z tych dwa największe w Anglii), 10 przędzalni i tkalni, 14 fabryk ubrań i bielizny, 8 fabryk obuwia, 23 różne fabryki artykułów spożywczych (czekolady i wyrobów cukierniczych, konserw owocowych i mięsnych, octu, margaryny itp.), 2 fabryki farb i chemikaliów, 1 fabryka wyrobów tytoniowych, 4 fabryki mebli, 3 garbarnie, 4 fabryki żelazne, fabryka rowerów i motocykli, 3 olbrzymie fabryki mydła, fabryka wag, fabryka szczotek, 6 fabryk wyrobów skórzanych, fabryka porcelany i fajansu i fabryka naczyń kuchennych, 5 drukarń i zakładów litograficznych, fabryka butelek, fabryka samochodów, 3 tartaki i wreszcie 1 kopalnia węgla. Razem przeszło sto wielkich zakładów przemysłowych, w których się produkuje przeszło 90 artykułów. A przecież jest to mała zaledwie część działalności gospodarczej Hurtowni, ponieważ wyroby własnej produkcji stanowią dopiero czwartą część wszystkich produktów sprzedawanych przez Hurtownię Angielską. Resztę towarów Hurtownia sprowadza z zagranicy, z kolonii, z własnych ferm i plantacji, kupuje bezpośrednio u producentów. W tym celu posiada Hurtownia swoje własne agentury w Danii (skup jaj, słoniny, masła), Hiszpanii (rodzynki), Stanach Zjednoczonych i Kanadzie (zboże), Afryce (kakao, olej kokosowy), w Azji (ryż). W kraju posiada Hurtownia Angielska 10 własnych wielkich mleczarń i 12 folwarków, o ogólnej przestrzeni przeszło 30 tysięcy mórg.

Największe są jednak plantacje herbaty w Azji (na Cejlonie i w Assamie) należące do Hurtowni. Przestrzeń ich wynosi przeszło 40 tysięcy mórg. Hurtownia Angielska jest największym plantatorem i kupcem herbaty na świecie.

Do przewozu towarów z kolonii i z krajów zamorskich posiada Hurtownia pięć własnych okrętów.

I to wszystko wzięło swój początek z pomysłu wielkiego poświęcenia i wielkiej wiary 28 ubogich tkaczy. Wszystko to utworzone zostało z pieniędzy ludzi niezamożnych, przeważnie robotników i włościan, którzy w ten sposób wytworzyli olbrzymie wspólne bogactwa im samym służące i przynoszące korzyści i ich będące własnością, zamiast oddać je na korzyść niewielu jednostek.

Nic też dziwnego, że do stowarzyszeń spożywców w Anglii należy przeszło 4 i pół miliona członków, to jest wraz z rodzinami około 18 milionów ludności, co stanowi bez mała 2/5 całej ludności kraju.

Stowarzyszenia spożywców w Niemczech

Z Anglii rozpowszechniły się stowarzyszenia spożywców po całym świecie. Nie są one nigdzie tak bogate i zasobne jak w tym kraju, bo też i znacznie później powstały, ale i w innych krajach stanowią one ogromną potęgę i są skuteczną bronią w walce z wyzyskiem i narzędziem poprawy bytu klas niezamożnych. Do krajów, w których stowarzyszenia spożywców liczą bardzo wiele zwolenników, należą i Niemcy, gdzie liczba członków tych stowarzyszeń przekroczyła już dwa i pół miliona. Największym stowarzyszeniem niemieckim jest stowarzyszenie „Produktion” w Hamburgu, liczące przeszło 120 tysięcy członków. Posiada ono młyn, piekarnię, rzeźnię, fabrykę konserw, mleczarnię i palarnię kawy. Dla dzieci swoich członków urządza ono corocznie kolonie letnie nad morzem. Również jak stowarzyszenia angielskie buduje ono domy dla swoich członków.

Kooperacja spożywców w Belgii

W Belgii stowarzyszenia, czyli kooperatywy spożywców odznaczają się usilną opieką, jaką pod każdym względem roztoczyły nad swoimi członkami. Starały się one przede wszystkim zaopatrzyć ludność w tani i zdrowy chleb i z zadania tego wywiązały się znakomicie. Piekarnie stowarzyszeń belgijskich to największe i najlepiej urządzone zakłady tego rodzaju w tym kraju. Pieczywo rozwożone jest przeważnie do domów. Oprócz chleba dostarczają belgijskie stowarzyszenia swoim członkom i wszelkich innych artykułów pierwszej potrzeby.

Najwięcej jednak godną uwagi jest działalność belgijskich stowarzyszeń na polu kulturalnym i społecznym. Z nadwyżek osiągniętych przy swoich operacjach wybudowały one cały szereg wspaniałych domów, a raczej pałaców ludowych, gdzie znalazły pomieszczenie czytelnie, biblioteki, sale odczytowe i wykładowe.

W gmachach tych członkowie stowarzyszenia gromadzą się chętnie codziennie po pracy i znajdują tam przyjemną rozrywkę w postaci amatorskich przedstawień teatralnych, koncertów, odczytów, pogadanek, kółek samokształcenia i tym podobnych.

Oprócz tego stowarzyszenia belgijskie opiekują się swymi członkami w razie choroby i na starość, zapewniając im emeryturę najczęściej w formie bezpłatnego wydawania określonej ilości chleba codziennie. Stowarzyszenia te zakładają również własne apteki, ambulatoria i podobne instytucje dla dobra swych członków.

Kooperacja spożywców w Danii i Finlandii

Dotychczas opisywaliśmy stowarzyszenia spożywców, które powstawały przeważnie w wielkich miastach albo fabrycznych ośrodkach, gromadząc najwięcej robotników i wyrobników. Mógłby kto przypuszczać, że kooperacja spożywców na wsi się nie rozwija, że nie ma tam dla niej miejsca i że dla włościan i w ogóle niezamożnej ludności wiejskiej jest ona nieodpowiednia. Kłam temu zadają dwa kraje niemal czysto rolnicze, gdzie stowarzyszenia spożywców rozwijają się wspaniale właśnie na wsi wśród ludności włościańskiej. Krajami tymi są Dania i Finlandia.

Stowarzyszenia spożywców w tych krajach nie są to już takie olbrzymy, o jakich słyszeliśmy w Anglii i Belgii, bo na wsi stowarzyszenia muszą być mniejsze, ale są one liczne i dobrze zagospodarowane. Zaopatrują one ludność wiejską niemal we wszystkie potrzebne jej towary w najlepszym gatunku i po niedrogiej cenie. W wielu okolicach usunęły one zupełnie handel prywatny, zaoszczędzając w ten sposób ludności olbrzymie sumy, które by się stały własnością jednostek. Im to, obok spółdzielczych stowarzyszeń rolniczych, przypisać należy, że wieś duńska i fińska jest wzorem kultury i zamożności i daleko odbiega pod tym względem od naszych wiejskich stosunków.

Stowarzyszenia te tworzą również potężne związki, posiadające liczne fabryki i zakłady wytwórcze potrzebnych artykułów, wyzwalając tym sposobem i ludność wiejską od haraczu składanego wszelkiego rodzaju kupcom, pośrednikom i fabrykantom.

Kooperacja spożywców w całym świecie

Tak więc widzimy, że stowarzyszenia spożywców, dzięki niezaprzeczonym korzyściom, jakie przynoszą, rozpowszechniły się w ciągu krótkiego czasu po całym świecie, a tam, gdzie istnieją dłużej, doszły do wspaniałego rozkwitu i niebywałej potęgi gospodarczej. Nie ma obecnie kraju, gdzie by nie istniały i nie rozwijały się stowarzyszenia spożywców. Nie tylko w Europie, ale i w Ameryce, Azji, dalekiej Japonii i Indiach, w Australii i wszędzie, gdzie dotarła cywilizacja europejska, ludność zakłada stowarzyszenia spożywców i na drodze wzajemnej pomocy stara się o poprawę swego bytu.

Obliczają, że do stowarzyszeń spożywców należy obecnie na całym świecie około 20 milionów ludzi, co z rodzinami stanowi niemal 100 milionów ludności, która korzysta z kooperatyw.

Jest to już bez mała piąta część całej cywilizowanej ludności świata.

VI

CO MOŻE OSIĄGNĄĆ KOOPERACJA SPOŻYWCÓW

Do czego prowadzi rozwój stowarzyszeń spożywców

Ciągły rozwój stowarzyszeń spożywców we wszystkich krajach, stałe powiększanie się gromadzonego przez nie majątku społecznego, do wszystkich należącego, nasuwa nam pytanie, do czego ten rozwój może doprowadzić.

Widzimy, jak stowarzyszenie, dzięki niezaprzeczonym korzyściom, jakie przynosi, zdobywa coraz więcej członków, aż wreszcie, jak tego mamy przykłady w niektórych miejscowościach (w Anglii i gdzie indziej) obejmuje całą ludność swego okręgu.

Z drugiej strony pozyskując nowych członków, powiększa swoje kapitały i stara się sprowadzić coraz to nowe artykuły, zaspokajać coraz to nowe potrzeby swoich członków. Tam, gdzie kooperacja spożywców jest więcej rozwinięta, w sklepach stowarzyszenia członkowie mogą otrzymać prawie wszystkie potrzebne im artykuły i zostawiają w nich prawie cały swój zarobek.

W miarę zatem rozwoju kooperacji spożywców znikają stopniowo przedsiębiorstwa prowadzone dla zysku prywatnych jednostek, a miejsca ich zajmują stowarzyszenia pracujące dla dobra ogólnego, dla dobra wspólnego całej ludności.

Związki stowarzyszeń spożywców z kolei usuwają wielkie przedsiębiorstwa handlowe prywatne i akcyjne, przynoszące olbrzymie zyski swoim właścicielom i akcjonariuszom i oddają te zyski tym, którzy je przed tym ze swoich zarobków w cenie towarów opłacali, tj. szerokiemu ogółowi spożywców.

Tym sposobem na miejsce dotychczasowego sposobu zaopatrzenia ludności, czyli produkcji i handlu, prowadzonego dla zysku, zjawia się powoli sposób inny – kooperatywny albo spółdzielczy, pracujący dla dobra ogólnego i oparty na wzajemnej pomocy wszystkich w myśl hasła „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.

Może on jeszcze nieprędko nastąpi – nie dziś i nie jutro – ale dziś się już ta zamiana dokonywa dzień za dniem, kraj za krajem, miejscowość za miejscowością.

Ustrój spółdzielczy

Bo wyobraźmy sobie, że wszyscy ludzie staną się stopniowo członkami stowarzyszeń spożywców. Wyobraźmy sobie, że w stowarzyszeniach swoich będą mogli zaopatrzyć się we wszystkie potrzebne sobie przedmioty. Wyobraźmy sobie wreszcie, że wszystkie stowarzyszenia połączone są w silny związek, który fabrykuje dla nich, sprowadza z zagranicy lub wydobywa z własnych kopalń i produkcji wszystkie potrzebne im dla członków towary i produkty. Znajdziemy się wówczas wobec nowego sposobu gospodarki społecznej, wobec nowego ustroju. W ustroju tym nie ma miejsca na dochody bez pracy, płynące li tylko z posiadania kapitału. Kapitał znajdzie się wówczas w rękach ogółu, ponieważ wszystkie sklepy, fabryki, kopalnie będą własnością zrzeszonych w organizacjach spółdzielczych spożywców, czyli całej ludności. Zysk z kapitału zniknie, a raczej stanie się własnością ogółu. Ustanie nadmierne bogacenie się jednostek, a wzrośnie dobrobyt wszystkich. Ustanie dzika pogoń za pieniądzem, wszystko jedno jak i czyim kosztem zdobywanym.

Jak jest obecnie

Jak bowiem widzieliśmy, ustrój obecny umożliwia bogacenie się jednostek zupełnie niezależnie od ich pracy. Bezwzględność, spryt, podstęp, oszustwo, szachrajstwo – oto skuteczniejsze sposoby dojścia do majątku w dzisiejszym ustroju aniżeli uczciwa, sumienna praca fizyczna czy umysłowa. Rodzi się z tego między ludźmi wzajemna nieufność, zazdrość, a nawet nienawiść. Człowiek zdaje się drugiemu człowiekowi wilkiem. Zamiast wzajemnej życzliwości, radosnej chęci pomożenia innemu powstaje zawiść, nieżyczliwość. Jeden drugiemu rad by wydrzeć ostatni kęs chleba, aby sobie korzyści przysporzyć. Nazywamy się chrześcijanami, mówimy o chrześcijańskiej miłości bliźniego, ale cała nasza gospodarka społeczna nie jest urządzona na chrześcijańskich zasadach. Oparta jest na samolubnych dążeniach do zysku osobistego za wszelką cenę, choćby kosztem innych i choćby ze szkodą bliźnich.

Do czego dąży kooperacja

Tymczasem, jak widzieliśmy, kooperacja i kooperatywy opierają się na innych zupełnie zasadach. Kooperacja jednoczy ludzi do wspólnej pracy dla wspólnego dobra. Kooperacja opiera się na wzajemnej pomocy wszystkich. Kooperacja stawia sobie jako cel dobro wspólne, dobro ogólne, a nie interesy pojedynczych jednostek. W tym wspólnym celu każdy widzi swój własny interes, swoje własne dobro i dlatego w bliźnich swoich nie upatruje wrogów, ale najbliższych współpracowników i współtowarzyszy. Stosunki między ludźmi opierają się w kooperatywach na wzajemnej ufności i życzliwości.

Nieprędko jeszcze te zasady zatriumfują. Zbyt długo żyliśmy w stosunkach obecnych, gdzie interes jednostki był najwyższym prawem, gdzie się trzeba wystrzegać było każdego, abyśmy i w kooperatywach nie wnosili lub nie spotykali czasem samolubnych nawyknień, wzajemnej nieufności i nieżyczliwości. Ale szybko przyuczamy się w tych organizacjach, że nasze dobro jest wspólne z innymi i że wspólnie z innymi najlepiej dążyć do jego osiągnięcia. A z tym przekonaniem zjawia się i życzliwość, i chęć pomocy innym, zjawia się prawdziwa, czynna chrześcijańska miłość bliźniego.

Kooperatywy opierają się na demokratycznej zasadzie samorządu

Kooperatywy, ucząc nas wzajemnej pomocy, wyrabiają w nas jeszcze coś więcej. Wyrabiają one umiejętność samodzielnego prowadzenia swych spraw gospodarczych we wspólnej organizacji. Oddają one pod kontrolę i zarząd szerokiego ogółu dziedzinę życia, która dotychczas była rządzona przez jednostki w swoich samolubnych celach bez wszelkiego wpływu lub kontroli ze strony ogółu. Jeżeli mamy głos, jako obywatele kraju, przy prowadzeniu spraw państwowych w Sejmie lub spraw gminnych czy miejskich w Radzie miejskiej lub zebraniu gminnym – to czyż nie ważniejsze jest, ażebyśmy mieli głos decydujący w sprawach gospodarczych, w sprawach urządzenia naszego codziennego życia, zaopatrzenia się w najpotrzebniejsze nam przedmioty, zaspokojenia naszych codziennych potrzeb?

Kooperatywy to właśnie takie organizacje demokratycznego samorządu w sprawach gospodarczych, w sprawach naszych codziennych, najważniejszych potrzeb.

Ustrój spółdzielczy budujemy sami

To wszystko, ten cały nowy sposób gospodarki społecznej możemy budować sami, kiedy tylko zechcemy. Wystarczy zebrać się gromadą i wziąć się ochotnie do roboty. Nie potrzebujemy oglądać się, aż nam go urządzą z rozporządzenia władz, na mocy ustawy sejmowej, albo go nam swoim kosztem założy jaki wielki dobroczyńca. Nie potrzebujemy czekać, aż urzeczywistni się on kiedyś, w odległej przyszłości, nie wiadomo jak i nie wiadomo kiedy. Choć nie od razu, od małych początków, zakładając i prowadząc skromne sklepiki spółdzielcze, tworząc wspólnie związki i hurtownie, dojść możemy do własnych wspólnych fabryk, kopalń, wagonów, okrętów. Możemy stopniowo wytworzyć ustrój spółdzielczy sprawiedliwszy, doskonalszy, lepszy, w którym ogół decydować będzie, jak najlepiej zaspokajać nasze potrzeby. A to tylko, co budujemy sami, nie oglądając się na niczyją pomoc, to tylko jest pewne i posiada wartość i trwałość.

Jak powinniśmy pracować w kooperatywach

Nie zawsze to nam pójdzie łatwo. Trzeba jednak walczyć ze wszystkimi przeciwnościami i trudnościami, trzeba dążyć wytrwale do swego celu z mocną wiarą w jego urzeczywistnienie.

Dlatego też nie dość jest przystępować do stowarzyszeń i żądać od nich tylko ciągle tańszego towaru, wielkiego wyboru i Bóg wie czego jeszcze. Trzeba pamiętać, że chcąc zbierać, trzeba przed tym zasiać. Trzeba zatem z całą życzliwością i ofiarnością odnosić się do własnego stowarzyszenia, trzeba być mu wiernym w złej i dobrej doli, brać udział w jego życiu, troskach i radościach, uczestnicząc w zgromadzeniach i zebraniach, nie uchylając się od włożonych przez współtowarzyszy obowiązków, ale spełniając je z całą sumiennością. Trzeba wierzyć, że stowarzyszenie nasze jest drobną cegiełką w budującym się wielkim gmachu szczęśliwości powszechnej, sprawiedliwości społecznej i wzajemnej miłości.

A gdy ukochamy to nasze wspólne dzieło, to zakwitnie ono i wyda owoce piękne na wspólny, radosny użytek wszystkich ludzi, połączonych braterstwem w jedną rodzinę.

M. R.


Powyższy tekst to cała broszura, Wydawnictwo Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców, Warszawa 1923. Od tamtej pory nie była wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię według obecnych reguł. Prawdopodobnie autorem broszury był znany działacz spółdzielczy Marian Rapacki.

Tekst ukazał się wcześniej na portalu Lewicowo.pl.