Organiczne prawa kooperacji [1921]

Cztery główne prawa organiczne kooperacji, określające specyficzne cechy stowarzyszenia spożywców, są następujące:

1. Każde stowarzyszenie spożywców rozdziela swoje nadwyżki pomiędzy członków w stosunku do ich zakupów.

2. Wszyscy członkowie stowarzyszenia mają w nim równe prawa.

3. Towary lub produkty są sprzedawane po normalnych cenach rynkowych., tj. po cenie zakupu, zwiększonej o koszty handlowe, amortyzację i zwykły zarobek handlowy, stanowiący zysk pośrednika prywatnego.

4. Członkowie kooperatywy mają zawsze prawo tylko do sum wniesionych przez nich do stowarzyszenia; czyste aktywa stowarzyszenia należą wyłącznie do niego.

A. Rozdział w stosunku do zakupów

Pierwsza zasada, niewątpliwie najdonioślejsza, gdyż stanowiąca kryterium kooperacji, ma charakter ekonomiczny. W przeciwieństwie do każdego innego przedsiębiorstwa współczesnego ustroju ekonomicznego, wbrew wszystkim systemom kapitalistycznym, kooperacja spożywców dzieli swoje nadwyżki nie w stosunku do kapitału umieszczonego w przedsiębiorstwie, lecz proporcjonalnie do wysiłków uczynionych przez każdego członka na rzecz stowarzyszenia.

Aby w ustroju dzisiejszym przemysłowiec pobudował fabrykę, aby przedsiębiorca otworzył składy, aby kupiec założył sklep, aby rentier umieścił w pożyczce swoje pieniądze, aby rolnik uprawiał ziemię, aby właściciel domu odnajmował mieszkania, niezbędnym warunkiem jest osiąganie przez nich zysku, już po opłaceniu zarobków, kosztów zakupu surowców i dokonaniu odliczeń na umorzenia i fundusz zapasowy. Bez względu na swoją nazwę: zysk handlowy, dochód przemysłowy, odsetki bankowe, renta gruntowa czy komorne – zysk ten stanowi rację bytu każdego przedsiębiorstwa ekonomicznego. Ogólną zasadą tych przedsiębiorstw, bodajże bez wyjątku, jest rozdział dochodów albo nadwyżek w stosunku do zaangażowanych kapitałów.

W przedsiębiorstwie indywidualnym właściciel oblicza swoje straty i zyski podług sum wniesionych do przedsiębiorstwa. Jeżeli bierze on czynny udział w pracy, dolicza osobno wynagrodzenie za swój wysiłek, przynajmniej w myśli, oceniając go jako wysiłek pracy i tylko jako taki.

Kto umieszcza swoje kapitały w spółce komandytowej lub towarzystwie akcyjnym, nie chce wiedzieć o niczym innym poza cyframi: kto wniósł sto tysięcy franków, powinien otrzymywać sto razy więcej aniżeli ten, kto wniósł tylko jeden tysiąc; w rachubę wchodzi tylko kapitał, i on jest wynagradzany. Grosz jest groszem, sto franków – to sto franków.

To właśnie stanowi charakterystykę panującego ustroju ekonomicznego i dlatego też nazywa się on ustrojem kapitalistycznym.

Można powiedzieć, że spółdzielcze stowarzyszenie spożywców jest organizacją antykapitalistyczną. Nie jest ono wszakże samym tylko przeczeniem istniejącego ustroju ekonomicznego, ale jeszcze czymś więcej: żywą rzeczywistością innego ustroju, który ono tworzy i ożywia w ramach ustroju starego.

Podstawą rozdziału spółdzielczego w każdym stowarzyszeniu jest wynagradzanie wysiłku. Im bardziej kooperatysta będzie przywiązany do swego stowarzyszenia, tym większą – i to w stosunku zupełnie dokładnym – wyniesie zeń korzyść: jeżeli suma jego zakupów w kooperatywie wynosiła tysiąc franków, otrzyma on 10 razy więcej aniżeli ten, który kupił w niej tylko za 100 franków. Na tym punkcie wcale nie wchodzą w rachubę udziały; mogą one wynosić 25 fr. albo 100 fr., mogą być wpłacane w całości albo tylko w 1/10 części, jak na to pozwala prawodawstwo francuskie – we wszystkich tych wypadkach zasada jest jedna i ta sama. W końcu każdego roku lub półrocza osiągnięta nadwyżka jest dzielona pomiędzy członków w stosunku do ich zakupów, i to bez żadnych wyjątków, bez jakichkolwiek kombinacji z innymi zasadami rozdziału.

Zasada ta jest tak dalece nietykalna, że instynkt spółdzielczy nieraz doprowadzał do stosowania na jej punkcie drobiazgowych środków zapobiegawczych. Tak np. liczne kooperatywy wykluczają takich członków, którzy w ciągu określonego czasu nie kupują w kooperatywie. Dochodząc aż do przesady, niektóre stowarzyszenia posuwają się do zupełnego odmawiania udziałom prawa otrzymywania stałych odsetek, odpowiadających normalnej stopie pożyczkowej, albo przynajmniej dążą do jak największego obniżenia tych odsetek. Inne zabraniają członkom zapisywać się na więcej niż jeden udział; wszystkie zaś przyznają każdemu członkowi na zebraniu ogólnym tylko jeden głos, niezależnie od liczby posiadanych udziałów. Jeżeli dzisiaj kooperatywy w stosunku do oprocentowania udziałów zaczynają stosować inną praktykę, tłumaczy się to zrozumieniem przez nie niedorzeczności oddalania kapitałów, które im są potrzebne do życia, i szukania ich na wyższy procent gdzie indziej, u osób prywatnych lub w bankach.

Zapominały one, że kooperacja początkowo jest organizacją rozdziału bogactw i nie może od razu znieść kapitału pieniężnego. W pierwszej swojej fazie kooperacja po prostu zastępuje przedsiębiorstwo handlowe, przyswajając sobie tylko, na rzecz członków, jego zysk prywatny.

W każdym razie, zwłaszcza w momencie stosowania swoich środków zapobiegawczych, kooperacja spożywców zaznaczyła swój nowy charakter jako organ rozdziału bogactw. Dla podkreślenia nowości tego systemu – prywatny zysk handlowy w stosunkach spółdzielczych otrzymał inne miano: nazywa się on spółdzielczym „zwrotem” albo „nadebranym”; już samo to wskazuje, że mamy tu do czynienia z organizacją ekonomiczną, której celem nie jest pogoń za zyskiem, wynagrodzenie kapitału na rzecz jego właściciela, lecz przeciwnie – ustalenie sprawiedliwej zasady, że spożywca ma prawo do zwrotów, przypadających od dokonywanych przez niego zakupów. W ten sposób została podkreślona niesprawiedliwość rozdziału obecnego i nowe prawo spożywcy.

Inna cecha charakterystyczna specyficznej zasady kooperacji spożywców ujawnia się w tym, że mamy tu do czynienia z organizacją zakupu i rozdziału, a nie z organizacją sprzedaży osobom obcym. W ten sposób w środowisku innych instytucji ekonomicznych czasów obecnych instytucja spółdzielcza posiada swoją własną naturę.

Celem gospodarki kapitalistycznej jest wytwarzanie nie dla siebie, lecz na sprzedaż; wszystkie instytucje ekonomiczne działają z tym motywem przewodnim, z zainteresowaniem w tym kierunku. Gospodarka spółdzielcza jest całkiem przeciwna: ma ona na widoku organizację zakupów, ale wyłącznie w celu rozdziału.

Rozdział więc i sprzedaż są to operacje o znaczeniu bardzo sprzecznym.

Kupiec sprzedaje nie dla przyjemności nabywców, lecz dla wyciągnięcia z tej transakcji korzyści osobistej. Taka instytucja ekonomiczna może być pożyteczna sama przez się, ale istnieje w społeczeństwie dla jednego tylko motywu – pogoni za dochodem bez pracy.

Przeciwnie, kooperatywa w działalności swojej reprezentuje spożywców, a stosowany przez nią podział nadwyżki w stosunku do zakupów wprowadza w ruch inną siłę i inną sprężynę, a mianowicie – interes spożywcy.

Możemy więc powiedzieć, że zasady kooperacji są sprzeczne z zasadami „gospodarki towarowej”. Widnokrąg ekonomiczny zmienia się tu, interes spożywcy staje się wytyczną dla instytucji ekonomicznej. Na dalszych stronicach tej książki wyciągniemy z istoty kooperacji wnioski, jakie z niej wypływają, ale już tutaj zaznaczamy, że nie należy sądzić, jakoby ta różnica w rozdziale nadwyżki nie odbijała się na kalkulacji stopy zysku. Oto proste porównanie: nadwyżka w kooperatywie, przy sprzedaży po cenach rynkowych, waha się w warunkach normalnych od 4 do 8%; weźmy członka, który kupił w kooperatywie za 1000 fr., co w stosunku do przeciętnej jest sumą zakupów dość niską; przy 5% zwrotów otrzyma on 50 fr., co w stosunku do zaangażowanego przezeń kapitału, tj. do udziału 25 fr. lub 100 fr., stanowić będzie od 50% do 200%.

Wprawdzie niektóre kooperatywy nie wypłacają zwrotów gotówką. Jedne wydają je w towarach, inne – pod postacią świadczeń specjalnych, jak fundusze przezornościowe i społeczne. Przynajmniej część zwrotów przeznacza się na te cele i w ten sposób do materialnej działalności kooperatywy dochodzi działalność o charakterze moralnym1. Sama zasada rozdziału w stosunku do zakupów nic na tym nie cierpi, następuje tylko spotęgowanie pierwiastka spółdzielczego, wprowadzenie do kooperacji nowego strumienia. Nadwyżka, pomimo wszystko, nie jest dzielona w stosunku do kapitału.

Tak więc rozdział w stosunku do zakupów i interes spożywcy jako cel instytucji ekonomicznej – oto istotna podstawa kooperatywy, przy czym określenie to nie jest twierdzeniem a priori, nie jest gołosłownym frazesem, lecz wynikiem doświadczenia. Wszystkie kooperatywy, które trzymały się tych zasad, żyły i rozwijały się pomyślnie, ile nie przeszkadzały im okoliczności zewnętrzne lub wady organizacji wewnętrznej.

Przeciwnie, wszystkie kooperatywy, które się od tych zasad oddalają, pomału zatracają swój charakter i po upływie dłuższego lub krótszego czasu zanikają.

Nie zasady warunkowały praktykę, lecz praktyka stopniowo pozwalała formułować zasady; i – rzecz bardzo ciekawa – bez względu na epokę lub miejsce zasady te zawsze i wszędzie pozostają niezmienne i od czasu swego sformułowania stały się dźwignią ruchu i pozwoliły uniknąć przeszkód i wstrząśnień. Poszanowanie ich wzmacniało i przyśpieszało rozwój organizacji spółdzielczych.

Nie zmienia to jednak faktu, że sprawdzian prawa organicznego kooperacji spożywców opiera się na doświadczeniu i że jej prawo istnienia jest prawem przyrodzonym.

Zobaczmy np., co się stało z kooperatywami, które nie stosowały się do zasady podziału w stosunku do zakupów. Zasadę tę przyjęli po raz pierwszy pionierzy roczdelscy i stąd właśnie pochodzi ich sława. Przed nimi, a nieraz nawet i po nich, stowarzyszenia spożywców dzieliły nadwyżkę w równych częściach pomiędzy wszystkich członków. Ze stowarzyszeń takich nie pozostało do dziś, rzec można, żadnego śladu: w tego rodzaju organizacji źli spółdzielcy, tacy, którzy nie kupowali w swoim stowarzyszeniu, byli uprzywilejowani ze szkodą członków lojalnych; jeżeli liczba ich nadmiernie wzrastała, a zasada równego podziału pozostawała bez zmiany, stowarzyszenie powoli zamierało wskutek bezsilności i braku odbiorców; jeżeli zaś liczba ich się zmniejszała, w takim razie dobrzy kooperatyści, stanowiąc większość, dążyli do przywrócenia sprawiedliwości i wprowadzali zasadę podziału w stosunku do zakupów.

Niektóre kooperatywy chciały połączyć zasady kapitalistyczne z zasadą spółdzielczą: przyznawały one dywidendy udziałom, ale ograniczały ich wysokość, przeznaczając resztę nadwyżki do podziału w stosunku do zakupów. Cóż stało się nawet z tymi stowarzyszeniami, które jak najbardziej obniżały tę dywidendę?

Pierwsza hipoteza: spożywcy nabywający mało lub nic byli najliczniejsi i stopniowo podnosili dywidendę do takiego poziomu, przy którym podział w stosunku do zakupów nie grał żadnej roli; w tym wypadku stowarzyszenie stawało się zwyczajną spółką kapitalistyczną albo szybko upadało.

Druga hipoteza: stowarzyszenie przestawało przyjmować nowych członków na prawach przysługujących starym; wówczas nowi odbiorcy oddalali się od stowarzyszenia.

Trzecia hipoteza: spółdzielcy wspólnie ożywiali kooperatywę, zwiększając w niej swoje zakupy; w takim razie starali się oni usuwać stopniowo członków niekupujących w kooperatywie i, wbrew ich woli, znosili wypłacanie dywidend.

W ten sposób kooperatywa albo upadała, albo przekształcała się w spółkę kapitalistyczną, albo wreszcie przybierała charakter czysto spółdzielczy, przyjmując zasadę podziału w stosunku do zakupów.

Widzimy więc, że siła wewnętrzna zmusza kooperację do pozostawania samą sobą. Jej życie i siła leżą w poszanowaniu swego własnego charakteru, całkiem sprzecznego ze środowiskiem świata kapitalistycznego. Jest to nowy ustrój ekonomiczny w ramach ustroju dzisiejszego.

B. Równość stowarzyszonych

Druga zasada kooperacji ma charakter prawny i uświęca formę zarządu oraz prawa spożywcy w stowarzyszeniu.

Istotę kooperacji stanowi demokracja, albo ściślej – jak mówią Anglicy – „self-government” – samorząd. Polega ona na równości członków w stowarzyszeniu i na ich równych prawach do udziału w zarządzie. Jest to więc zasada prawna, streszczona nadzwyczaj wyraziście w angielskiej formule: „jeden spółdzielca – jeden głos”.

Oczywiście nie jest to jedyna cecha odróżniająca kooperację od wszystkich przedsiębiorstw ekonomicznych ustroju kapitalistycznego, a zwłaszcza od organizacji handlu prywatnego, nie mówiąc już o przedsiębiorstwie indywidualnym, gdzie właściciel jest sam panem – każdy panem u siebie.

W kapitalistycznym towarzystwie anonimowym, gdzie prawa na zebraniach ogólnych są normowane wysokością kapitału, udział we władzy jest proporcjonalny i tylko proporcjonalny do tego kapitału. Natomiast w kooperatywie niezależnie od tego, czy stowarzyszony posiada jeden udział, czy też więcej – spółdzielca jest wart spółdzielcy i podczas głosowania wchodzi w grę nie liczba udziałów, a tylko stowarzyszony spożywca.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ta formuła prawna nie stanowi żadnej specyficznej cechy kooperacji, lecz jest po prostu wyrazem demokratycznej formuły głosowania powszechnego, które przyznaje każdemu równy udział we władzy najwyższej i czyni jednego człowieka równym drugiemu w zakresie prawa rządzenia sprawami publicznymi.

Najwyższa władza zebrania ogólnego w stosunku do zarządu przedsiębiorstwa jest również formułą zarządzania każdą organizacją zbiorową i nawet niektóre kapitalistyczne organizacje ekonomiczne opierają się na tej podstawie.

Zachodzi tu więc pewna analogia; ale w przedsiębiorstwach, gdzie istnieją akcje pożytkowe, akcje uprzywilejowane, zarezerwowane statutowo posady w zarządach i komisjach rewizyjnych, najwyższa władza zebrania ogólnego jest tylko teoretyczna.

Dodajmy, że w samej zasadzie równości głosowania powszechnego często są stosowane wyjątki, ograniczenia i zastrzeżenia.

Toteż z całą słusznością można powiedzieć, że kooperacja jest wzorem samorządu, przykładem rzeczypospolitej, rozumianej w znaczeniu dobra powszechnego zarządzanego przez ogół.

Jak to już zaznaczyliśmy, ta zasada spółdzielcza nie jest, tak jak poprzednia, właściwa wyłącznie kooperacji; jednakże w kooperacji przybiera ona formę specjalną: podstawą zarządu kooperatywy nie jest ani udziałowiec w charakterze przedstawiciela określonej siły pieniężnej, ani człowiek w charakterze reprezentanta cząstki najwyższej władzy narodu, lecz spółdzielca, reprezentujący pewną siłę zakupu. Władza jego jednak nie jest proporcjonalna do dokonywanych przezeń zakupów, choć zdarza się, że niektóre stowarzyszenia spółdzielcze usuwają ze swego grona albo z zebrań ogólnych (często z zarządów) tych, którzy nie dokonują określonego minimum zakupów w kooperatywie.

Tutaj więc faktyczną, najwyższą władzę stanowi potencjalna siła kupna. Któż jest członkiem kooperatywy? Ognisko rodzinne: mąż, żona lub inny członek miniaturowego stowarzyszenia spożywców, które nazywa się rodziną, jest właścicielem udziału. W rzeczywistości rządzi ta właśnie komórka organizacyjna; kooperatywa jest zrzeszeniem rodzin, przy czym w poszczególnych wypadkach rodzina ogranicza się do jednej osoby.

Na tym więc punkcie kooperacja zapożycza formuły organizacyjne od środowiska politycznego, nadaje im jednak wyraz specjalny. Ciekawe, że ta zasada spółdzielcza, podobnież jak poprzednia, nie jest powzięta a priori, lecz stanowi wynik doświadczenia. Tylko te stowarzyszenia spółdzielcze, które ją stosują, utrzymują się przy życiu przez czas dłuższy.

Niektóre kooperatywy, zwłaszcza zakładane przez przedsiębiorców, próbowały ograniczać najwyższą władzę zebrania ogólnego: jedne, zachowując miejsca w zarządzie dla pewnych kategorii, inne – przyznając członkowi tyleż głosów, ile posiada udziałów (w granicach 5-10 udziałów), albo też zobowiązując do zapisywania się na liczbę udziałów proporcjonalną do liczby członków rodziny; w ten sposób pragnęły one zlać demokratyczną zasadę kooperacji z kapitalistyczną zasadą współczesnego towarzystwa anonimowego. Ale jakiż był z tego wynik? Stowarzyszenia pomarły albo przekształciły się po pewnym czasie na zwyczajne towarzystwa kapitalistyczne.

Tak np. w kooperatywie, gdzie dla jednych są zarezerwowane prawa większe aniżeli dla drugich, uprzywilejowani starają się stopniowo wyzyskać swoją przewagę na zebraniu ogólnym w celu wysokiego oprocentowania swych kapitałów. Z chwilą zaś, kiedy chcą oni otrzymywać dywidendę od udziałów, kooperatywa, właściwie mówiąc, przestaje istnieć albo też – co najczęściej się zdarza – członkowie posiadający uszczuplone prawa zniechęcają się do niej. W tych wypadkach pokrzywdzeni członkowie, o ile są dość liczni, przekształcają kooperatywę, opierając ją na podstawach zupełnej równości, albo też porzucają stowarzyszenie, aby obok założyć inne, będące kooperatywą prawdziwą.

Zaznaczmy jeszcze, że jeżeli republikańska forma zarządu w kooperatywie wydaje się zapożyczoną od politycznego systemu demokracji, to sam ten system pozostaje w zupełnej sprzeczności ze współczesnym systemem ekonomicznym, który opiera się na całkiem innej podstawie; zdawałoby się więc, że demokracja jest raczej systemem politycznym, przystosowanym do ustroju społecznego, który opiera się na ekonomicznej formie kooperacji i z którym ona nie jest w sprzeczności. Z tego wynika, że formę ekonomiczną wyprzedziła tutaj odpowiadająca jej polityczna forma ustroju nowego.

C. Sprzedaż według sprawiedliwej ceny rynkowej

Trzecia zasada spółdzielcza, czyli prawo organiczne kooperatywy, ma charakter handlowy; dotyczy ona sprzedaży po cenie rynkowej albo nieco niższej.

Stowarzyszenie spółdzielcze żyje w ustroju ekonomicznym wolnej konkurencji. Jest ono związane z ustrojem współczesnym. Wbrew dwóm zasadom poprzednim (pierwsza nadawała mu własne oblicze, druga była również specyficzną formą organizacji politycznych demokracji), ta trzecia czyni zeń instytucję, która wypływa z ustroju współczesnego i mieści się w ramach społeczeństwa kapitalistycznego.

Właśnie dzięki wolnej konkurencji stowarzyszenie spółdzielcze może istnieć. Gdyby handel był zmonopolizowany, gdyby wymiana odbywała się w formie transakcji bezpośrednich, więcej lub mniej zbliżonych do pierwotnego handlu zamiennego, nie byłoby stowarzyszenia spółdzielczego. W ten sposób wolna konkurencja wiąże kooperatywę z nowym ustrojem ekonomicznym. Stowarzyszenie spożywców jest nie tylko dalszym ciągiem spółczesnych zasad ekonomicznych, ale, zdawałoby się, zasady te sankcjonuje swą praktyką, sprzedając ściśle po cenach rynkowych.

Trzeba się jednak porozumieć co do znaczenia wyrazów: „sprzedaż ściśle po cenach rynkowych”. Kooperatywa bynajmniej nie zawsze sprzedaje po cenach handlu prywatnego. W rzeczywistości pobiera ona przeciętnie ceny niższe, a czasem znacznie niższe aniżeli kopiec prywatny; ale to tłumaczy się głównie tym, że kupcy prywatni nie zawsze sprzedają po cenach normalnych.

W okresie takim jak wojna albo kryzys ekonomiczny, który po niej następuje, daje się odczuwać brak towarów. Produkcja się zmniejsza, środki transportowe są niedostateczne, wolna konkurencja nie działa i działać nie może. Jeżeli podaż jest niedostateczna, jeżeli ci, w czyich rękach są towary, korzystają z rzeczywistego przywileju graniczącego z monopolem, z drugiej zaś strony zapotrzebowanie jest wytrącone ze zwykłej kolei, potrzeby są krańcowo różnorodne i siła kupna osłabiona wskutek nadmiaru pieniędzy papierowych – to w wyniku takiej sytuacji pośrednicy prywatni mogą, na ogół, sprzedawać po cenach dowolnych, ciągnąc zyski anormalne. Ale kooperatywa nie idzie za nimi po tej drodze: w dalszym ciągu sprzedaje nie po cenie kosztu, lecz po takiej, po jakiej powinniby sprzedawać kupcy, aby osiągnąć normalny handlowy zysk współczesnej organizacji kapitalistycznej; to właśnie nazywa się sprzedażą po cenach sprawiedliwych.

Czemu więc odpowiada ta cena sprawiedliwa? Odpowiedzieliśmy na to pytanie już wyżej: cenie zakupu zwiększonej o przeciętne koszty sklepowe (lokal, podatki, płace personelu) oraz koszty ogólne (rachunkowość, zarząd i umorzenia), wynagrodzenie kapitału za rolę, jaką odgrywa on w charakterze przedsiębiorczym i pieniężnym, wreszcie – sumy niezbędne na gromadzenie funduszów zapasowych tudzież rozwojowych2.

We Francji przed wojną taka sprawiedliwa cena w sklepach spożywczych odpowiadała cenie zakupu zwiększonej przeciętnie o 15-20%3.

W rzeźnictwie nadwyżka ta dosięgała 30%. Na niektórych artykułach, jak obuwie lub galanteria, wynosiła ona 30 do 40%. Są to cyfry tylko przybliżone, ponieważ w poszczególnych krajach nadwyżki są bardzo różne: we Francji były mniejsze aniżeli w Szwajcarii. Zaczęły one spadać od czasu powstania wielkiego handlu i jego ewolucji w kierunku domów handlowych z licznymi filiami, które, mając do swojej dyspozycji zyski hurtowe i detaliczne, mogły te ostatnie nieco obniżać.

Stopa nadwyżek zmienia się w zależności od prowincji lub miejscowości, już to z powodu różnicy warunków aprowizacyjnych lub transportowych, już to z powodu różnicy w wynagrodzeniach personelu, już to wreszcie z powodu różnych strat i manka towarowego. Wskutek tego nadwyżka jest znacznie większa w Paryżu aniżeli na prowincji i mniejsza w ośrodkach przemysłowych aniżeli w innych miejscowościach.

Zaznaczamy, że chodzi tu o nadwyżkę przeciętną, ponieważ prawo techniki handlowej uczy, że doświadczenie w dziedzinie aprowizacji pozwala na bardzo rozmaite obciążanie poszczególnych towarów. Tak np. cukier wytrzymuje nadwyżkę co najwyżej 4 do 5%, podczas gdy nadwyżka przy winie może wynosić 20 do 30%; równowaga ogólna daje się łatwo ustalić, i nadwyżka przeciętna, jak to już powiedzieliśmy, była bliska 20%.

Tej samej zasady trzyma się kooperatywa: nie obciąża ona swoich towarów ryczałtową nadwyżką 15 do 20%. Sprzedając po cenie sprawiedliwej, kooperatywa, zamiast kupca prywatnego, osiąga nadwyżkę, którą, pod postacią „nadebranego”, zwraca w końcu roku członkom w stosunku do ich zakupów, co prawda obliczając to nadebrane przeciętnie. W kooperatywie normalnej i dobrze prowadzonej wynosiło ono 4 do 8% w stosunku do obrotu, zmieniając się w tych granicach zależnie od czasu i miejscowości.

Słowo „nadebrane”, używane w znaczeniu zysku handlowego kooperatywy, od razu nasuwa pojęcie czegoś pobranego uprzednio. A przecież to, co się pobiera w nadmiarze, bywa zazwyczaj zwracane natychmiast. Dlaczego więc kooperatywa sprzedaje po cenach handlu prywatnego, a nie po cenie kosztów własnych, dlaczego nie daje spożywcy możności niezwłocznego korzystania z cen dogodnych? Tak myślą na ogół nowicjusze w kooperacji, dla których oznacza ona taniość natychmiastową, tak nawet przez dłuższy czas ujmowali tę sprawę kooperatyści wytrawni.

Dlaczego więc kooperacja, która chce zająć miejsce handlu prywatnego, rugując zysk handlowy, nie miałaby tego uczynić śmiało i od razu? Ze względu na jeden fakt, będący w danym wypadku wynikiem doświadczenia silniejszego aniżeli wszelkie rozumowania. Fakt ten polega na tym, że kooperatywy, które próbowały albo jeszcze próbują sprzedawać po cenach możliwie najniższych albo poupadały, albo też są zmuszone powracać do odwiecznej reguły cen sprawiedliwych. Praktyka ustala tu zasadę i wskazuje nam, że się tak wyrazimy, naturalne prawo kooperacji.

Tysiące stowarzyszeń wspólnych zakupów próbowało sprzedawać po cenie kosztu i większość z nich miała żywot bardzo nędzny. Organizacja, która sprzedaje po cenie kosztu, nie może tego czynić dokładnie, ponieważ nadwyżki w handlu prywatnym są różne dla każdego towaru. Stosując ten system, sprzedawałaby ona cukier znacznie drożej aniżeli jej konkurenci prywatni, wino zaś – znacznie taniej. Rzecz prosta, że cukier nie miałby zbytu, a wina stale by brakowało. Mógłby ktoś zauważyć, że zamiast stosowania średniej nadwyżki, należałoby zniżyć ceny towarów o 4 do 8%, odpowiednio do ewentualnej stopy nadebranego, zwracanego członkom w końcu roku lub półrocza. Ale tutaj nasuwa się bardzo duża trudność praktyczna. Teoretycznie jest to wykonalne, lecz praktycznie kooperatywa mogłaby w takim razie być narażona na niedobór, złe zakupy, niedostateczny zbyt, bezwartościowe ramsze, manko i straty nieoczekiwane. Wreszcie wobec bardzo nieznacznych kapitałów kooperatywy byłaby ona pozbawiona środków obrotowych, które właśnie zapewnia sprzedaż powyżej ceny kosztu; brak byłoby pieniędzy na zakupy hurtowe i na zagospodarowanie stowarzyszenia.

W tych warunkach życie stowarzyszenia wisi na włosku, skazane na zastój, bez nadziei normalnego rozwoju i rozrostu. Takie są skutki stosowania tego zgubnego systemu przez stowarzyszenie spółdzielcze.

W każdym razie lepiej jest, jeżeli stowarzyszenie sprzedaje nieco poniżej cen kupieckich, gdyż wówczas niewygoda jest mniejsza. Przy tym systemie bowiem stowarzyszenie nie poddaje się tendencji swoich konkurentów prywatnych, którzy, naturalnie, zwłaszcza gdy konkurencja nie działa, pragną przekroczyć cenę sprawiedliwą, określaną normalną stopą eksploatacji i zysków, jaką już w warunkach zwykłych zapewnia im ustrój kapitalistyczny.

Do omawianej zasady kooperatywa doszła sama przez się, drogą praktyki. Niektóre stowarzyszenia w przeciwstawieniu do sprzedaży po cenie kosztu próbowały sprzedawać powyżej cen kupieckich, nieraz o 5 lub 10%, ale jakiż był tego wynik? Stowarzyszenia te rozumowały w sposób następujący: bez względu na to, czy spółdzielca płaci nieco więcej, czy nieco mniej, ostateczny wynik dla niego jest zawsze jednakowy; jeżeli będzie codziennie płacił nieco więcej, otrzyma w końcu roku również nieco więcej. A czyż nie pożyteczne jest – mówili zwolennicy tej tezy – że kooperacja zobowiązuje spożywcę do pewnego rodzaju oszczędności przymusowej, czyż duże nadebrane nie przedstawia tysiącznych korzyści ze względu na to, że zwiększa znacznie ilość gotówki w kasie stowarzyszenia, a tym samym zapewnia mu dobrą gospodarkę handlową? A jednak przy stosowaniu tego systemu kooperatywy powoli spostrzegały, że ich koszty ogólne wzrastają, że ponoszą one straty i pozostają poza „normą” ekonomiczną. Jeżeli nawet osiągały one częściowe powodzenie, nie były już instytucją ekonomiczną, a tylko organizacją przezorności i pomocy wzajemnej, i nie spożywcy, jako tacy, byli w nich zainteresowani. Nieraz stowarzyszenia te pewnego pięknego poranka znajdowały się w kłopotliwym położeniu finansowym i spadek przypadających członkom zwrotów, przy braku spółdzielczego wychowania spożywcy, pociągał za sobą upadek stowarzyszenia. Spożywca bowiem nie zdawał sobie sprawy z tego, że kooperacja usuwa zysk kupiecki i nie może zrobić nic więcej ani mniej.

Wreszcie to, że kooperatywa drogą doświadczalną jest powołana do sprzedawania po cenie sprawiedliwej i jednocześnie podlega organicznemu prawu ustroju współczesnego, polegającemu na wolnej konkurencji społeczeństwa kupieckiego, zapewnia jej jeszcze inną wielką korzyść, stanowiącą w czasach dzisiejszych jedną z jej cech specyficznych. Mianowicie reguluje ona ceny, i to nie tylko dla siebie, ale dla całego rynku. Zwłaszcza we Francji, gdzie kooperatywy coraz więcej sprzedają osobom postronnym, korzyść ta jeszcze więcej się uwydatnia. Kooperatywa, organ naturalny regulowania cen, jest wskaźnikiem rynku; jest ona zawsze obecnym świadkiem tego, jakie powinny być ceny na całym świecie. Sprzedając po cenach normalnych, jakie powinien pobierać kupiec prywatny, kooperatywa równocześnie zmusza tego kupca do sprzedawania po tych samych cenach4.

Kooperatywa więc jest instytucją publiczną, powołaną do określania i ustalania rynkowych cen towarów. Może ona obejmować tylko część spożywców danej miejscowości lub dzielnicy, a jednak od czasu jej istnienia kupcy prywatni, ze względów konkurencyjnych, zawsze stosują się do jej cen. Nie mają oni zresztą powodu do skargi, gdyż osiągają przy tym swój zysk normalny – dochód bez pracy, który kooperatyści zaoszczędzają dla siebie pod postacią zwrotów nadebranego. Z dobrodziejstw płynących z regulowania cen przez kooperatywę korzysta każdy spożywca, zarówno obojętny, jak nawet wrogi względem kooperacji, co świadczy o tym, że kooperatywa istnieje nie tylko dla spółdzielców, ale dla wszystkich spożywców. Będąc dziełem ludzi dobrej woli i zawdzięczając swoje powstanie inicjatywie prywatnej, jest ona tym niemniej instytucją publiczną, istniejącą dla pożytku ogółu. Tę nową cechę – instytucji służącej interesom ogółu – nadaje jej właśnie zdobyta drogą doświadczenia praktycznego trzecia zasada – sprzedaż po cenach rynkowych. Zapożycza ona od gospodarki współczesnej jej zasadę działalności prywatnej, aby przekształcić ją na bodziec działalności zbiorowej, wobec czego można by ją nazwać indywidualistyczno-zbiorową. W ten sposób połączenie zasady wolnej konkurencji z dobrze zrozumianym interesem osobistym stanowi ciekawą podstawę kooperacji z punktu widzenia handlowego.

Punktem wyjścia dla kooperacji jest ustrój współczesny; przy pomocy swojej trzeciej zasady życiowej stara się ona wyprowadzić z niego nowy ustrój ekonomiczny, posiadający właściwe cechy kooperacji wyrażone w dwóch pierwszych zasadach, które omówiliśmy wyżej.

D. Majątek niewywłaszczalny i zbiorowy

Czwarta zasada organizacji spółdzielczej, jej czwarte prawo podstawowe, jest bardziej zasadą finansową, albo przynajmniej wynikiem jej polityki finansowej.

Majątek kooperatyw należy do społeczeństwa i nikt z członków nie może rościć sobie doń prawa.

Stowarzyszeni poza swoją ewentualną siłą spożywczą wnoszą do kooperatywy pieniądze, które deklarują i wpłacają pod postacią udziałów.

Kapitał kooperatywy powstaje wyłącznie z udziałów deklarowanych przez każdego z uczestników; ale udziały, wpłacone gotówką, przekształcają się w ruchomości, w nieruchomości, w urządzenia, w zapasy towarów, w fundusze obrotowe. Wydatki te nie umarzają się przy gospodarce wadliwej: bilans wykazuje wówczas straty. Najczęściej jednak otrzymujemy w wyniku gospodarki aktywa czyste, tj. nadwyżkę wartości, po potrąceniu kapitału wpłaconego przez członków. Dzieje się to przede wszystkim dlatego, że corocznie nadwyżka nie zostaje podzielona w całości pomiędzy wszystkich uczestników, następnie majątek stowarzyszenia może wzrastać niezależnie od gospodarki handlowej (np. przyrost wartości nieruchomości), dalej – niektóre kooperatywy ograniczają stopę wypłacanej nadwyżki z obawy, aby krótkowzroczni kierownicy nie kusili się podnosić tej stopy ponad normalnie przyjętą.

Wreszcie każda kooperatywa przewiduje w swoim statucie rezerwy odpisywane z nadwyżek w celu zabezpieczenia na wypadek nieszczęścia. We Francji rezerwy te są nakazane przez prawo; kooperatywy przezorne robią na ten cel duże odpisy, dodając jeszcze rezerwy nadzwyczajne i fundusze rozwojowe. W warunkach zwykłych, kiedy gospodarka kooperatywy daje pomyślne wyniki, fundusze te nie znikają, lecz przyczyniają się do wzrostu majątku.

Co dalej dzieje się z tymi funduszami w stowarzyszeniu? W przedsiębiorstwach kapitalistycznych przechodzą one prędzej lub później w stosunku do zaangażowanego kapitału na własność tych, którzy umieścili w nich swoje kapitały w formie akcji, w następstwie tego akcje spadają lub podnoszą się, stosownie do wyników gospodarki, albo do tych zysków, które się dają dyskontować.

Inaczej jest w kooperatywie. Udział nie podnosi się ani nie spada; nie ma on kursu „giełdowego”, jest stały; każdy członek może w każdej chwili otrzymać z powrotem tyle, ile wniósł, ale nigdy więcej; nie ma on prawa do rezerw stowarzyszenia pod żadną postacią. W razie likwidacji ci, którzy są jeszcze w danym momencie członkami, w wyniku danej osobom trzecim gwarancji mogą otrzymać z powrotem niepełne udziały, zmniejszone proporcjonalnie do poniesionych strat; ale w wypadku przeciwnym, jeżeli aktywa są większe aniżeli pasywa, za każdy udział zwraca się tylko tyle, ile zań członek zapłacił, bez prawa do jakiejkolwiek nadwyżki. Cóż dzieje się z resztą? Jak zostaje ona zużytkowana? Statuty kooperatyw przewidują zazwyczaj, że przewyżkę aktywów przeznacza się na rzecz innego stowarzyszenia spółdzielczego, organizacji pokrewnej, instytucji dobroczynnej albo pomocy wzajemnej. Ta klauzula statutu nazywa się klauzulą spadkową i stanowi jeszcze jedną oryginalną cechę kooperacji.

Do stosowania tej zasady doszła kooperatywa powoli, również drogą doświadczenia. Ale z czterech zasad życiowych kooperatywy ta ostatnia posiada najwięcej wyjątków. Wprawdzie żadna kooperatywa nie stosuje zwyżki lub zniżki „kursu” swych udziałów, ale statuty ich nie zawsze przewidują przekazywanie spadku innym instytucjom. W praktyce zresztą brak tej klauzuli bardzo rzadko pociąga za sobą szkodę. Kooperatywy zawsze nadają sobie statutowo długą egzystencję: 30, 50 lub 99 lat, a nawet zastrzegają sobie prawo wznowienia; wobec tego klauzula spadkowa odgrywa rolę tylko w razie likwidacji przedwczesnej albo bankructwa. Dopóki stowarzyszenie istnieje, mało zajmuje się tą ewentualnością. Nawet nie mając klauzuli spadkowej w swoim statucie, postępuje ono tak, jak gdyby ją posiadało: rezerwy nie są własnością osobistą członków, lecz całkowicie należą do stowarzyszenia.

Kooperatywy, które dopuściły u siebie „giełdową” zwyżkę lub zniżkę udziałów, upadały lub niezwłocznie przestawały być kooperatywami. A więc i ta zasada, że przewyżka aktywów staje się własnością zbiorową, że się tak wyrazimy, własnością martwej ręki, jest zasadą zdobytą doświadczeniem praktycznym.

Jeżeli stowarzyszenie nie stosuje się do tej zasady, członkowie powoli stają się zainteresowani w zamykaniu dostępu dla nowych uczestników, aby w ten sposób zwiększyć wartość swoich udziałów. Jeżeli stowarzyszeniu powodzi się dobrze, dopuszcza ono nowych klientów w charakterze odbiorców, ale wówczas przekształca się stopniowo na zwyczajną spółkę kapitalistyczną. Rola udziałowca jako spożywcy stale maleje, aż niepostrzeżenie znika zupełnie, o ile wewnątrz stowarzyszenia prawdziwi kooperatyści lub spożywcy, widząc, że interesy ich są poświęcane interesowi kapitalistycznemu – zwiększaniu wartości udziału – nie zaprotestują przeciwko podobnej polityce. Skutki tej polityki ujawniają się w spadku osiąganej przez stowarzyszenie nadwyżki i w zwolnieniu tempa jego rozwoju. W tych warunkach kooperatywa nie ma przyszłości, dni jej są policzone – umiera na bezsilność.

Natomiast w kooperatywie, która nie dopuszcza zmiany wartości udziałów, a przy tym dobrze gospodaruje, majątek zbiorowy rośnie, a przez to samo maleją ciężary; może ona uwolnić się od pożyczek i długów procentowych, staje się swoim własnym bankierem. Jeżeli posiada ona nieruchomość, uwalnia się od komornego tak samo jak od procentów pieniężnych, dwóch form dochodu bez pracy. Dzięki temu niezwłocznie polepszają się warunki jej zakupów hurtowych, przez co przyszłość jej jest zapewniona; jest ona zabezpieczona od wszelkich przypadków losu.

Kooperatywa więc ma do wyboru: albo trzymać się tej zasady, albo nie istnieć. Jeżeli ją stosuje, doświadczenie, w interesie samych członków, popycha ją w kierunku zwiększania rezerw: najstarszymi stowarzyszeniami są te, które potrafiły zebrać największe rezerwy; toteż największe, najpomyślniej rozwijające się stowarzyszenia stale dążą do podwyższenia stopy odliczeń statutowych na rzecz funduszów społecznych kooperatywy.

Fundusze te stanowią coraz bardziej znaczną część majątku spółdzielczego w stosunku do kapitału udziałowego, co pozwala stowarzyszeniu na bezustanne rozszerzanie swej działalności. Nadają one kooperatywie cechę instytucji ekonomicznej bardziej długowiecznej aniżeli ci, którzy ją stanowią i czynią z niej organ stały organizacji ekonomicznej. Wreszcie są one jednym z czynników, które w ramach współczesnego ustroju ekonomicznego czynią z kooperatywy środek zamiany tego ustroju na nowy.

Można powiedzieć, że społeczne fundusze stowarzyszenia stanowią udział przyszłych pokoleń i to właśnie skłania kooperatywę do zajmowania się również ogólnymi sprawami ekonomicznymi, a nie tylko empirycznymi interesami dnia dzisiejszego. Stanowisko podobne rzadko znajdziemy w instytucjach kapitalistycznych, prześcigających się w pogoni za zyskiem. Zresztą do ustalenia tych zasad doprowadziło kooperatywę daleko więcej doświadczenie aniżeli wola spółdzielców; ono też postawiło ją na czele czynników ogólnego postępu cywilizacji.

Przypisy:

1. Na ogół zresztą tylko nieznaczna część nadwyżki jest przeznaczana na kooperację społeczno-oświatową, która, pod postacią solidarności i przezorności, uzupełnia kooperację materialną i zwroty w stosunku do zakupów.

2. Zaznaczamy, że zysk handlowy nie obejmuje osobistej pracy kupca; pracę tę oblicza się osobno, oceniając podług wynagrodzenia, jakie pobierałby pracownik nie będący pośrednikiem.

3. Nie należy mieszać zwiększenia ceny zakupu ze zwiększeniem ceny sprzedażnej.

4. Z tego zresztą wypływa, że na nic by się jej nie zdało, gdyby sprzedawała po cenie kosztu własnego, gdyż kupcy prywatni z łatwością sprzedawaliby po jej cenach, a nawet taniej, do czasu jej upadku. Gdyby spożywca był przyciągany do kooperatywy tylko taniością, handel prywatny nigdy nie mógłby być zniesiony.


Powyższy tekst to drugi rozdział książki Ernesta Poisson pt. „Rzeczpospolita spółdzielcza”, Wydawnictwo Wydziału Propagandy Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców, Warszawa 1921, przekład Zygmunt Kmita. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski. Poprawiono pisownię według obecnych reguł. Wersję elektroniczną przygotowali Aleksandra Zarzeczańska i Remigiusz Okraska.