„Społem” nr 23; 1929 r.
Zagadnienie – z tej czy z tamtej strony barykady – przestało już od dawna istnieć w dyskusjach teoretycznych na temat spółdzielczości. W praktyce nie istniało ono nigdy. W wielkim zmaganiu się pracy i kapitału, interesów posiadania i interesów pracy, szerokich mas pracujących na wsi i w mieście i nielicznej klasy, czerpiącej swój dochód społeczny z zysku przedsiębiorstw kapitalistycznych – spółdzielczość ma swoje wyraźnie określone miejsce.
W sposób jasny, prosty i zwarty określił to prof. Hans Müller, pisząc: „Spółdzielnia jest gospodarczą organizacją interesów pracy”.
I to nie tylko spółdzielnia spożywców lub liczne rodzaje robotniczych spółdzielni wytwórczych i pracy. Szerokie masy drobnych rolników, wkraczając coraz liczniej na teren spółdzielczy, posługują się spółdzielnią nie dla obrony interesów swego posiadania ani też powiększania zysku ze swego kapitału, ale wyłącznie dla powiększania dochodu ze swej pracy wykonywanej we własnym warsztacie, we własnym gospodarstwie.
I nie należy sądzić, że warstwa chłopska jest uprzywilejowana w stosunku do proletariatu miejskiego: dochód drobnego rolnika, szczególnie na mniejszym gospodarstwie, wliczając w to wartość zużytych własnych produktów, jest często niższy od przeciętnego dochodu robotnika przemysłowego. Niższy jest często również jego poziom życiowy. Statystyka wykazuje to zjawisko nie tylko u nas, ale również i w innych krajach. To znaczy, że chłop jest wynagradzany za swą pracą częstokroć gorzej niż robotnik przemysłowy, a organizując się w spółdzielniach rolniczych, dąży jedynie do powiększenia tego swojego wynagrodzenia za pracę.
Nawet drobny rzemieślnik, organizujący się w spółdzielniach, nie ma na widoku innego celu, jak tylko powiększenie dochodu ze swej pracy, wykonywanej w swym warsztacie, i poprawę swego, jakże nieraz nędznego bytu.
Oczywiście na froncie tej armii spółdzielczej, organizującej gospodarczą działalność świata pracy, kroczą spółdzielnie spożywców: one bowiem atakują bezpośrednio świat kapitalistyczny, stawiając na miejsce przedsiębiorstw kapitalistycznych, na zysk obliczonych, swoje własne przedsiębiorstwa spółdzielcze, pracujące dla zaspokojenia potrzeb. One też są przedmiotem najzaciętszych ataków ze strony tego świata i największe trudności na swej drodze z jego strony spotykają.
Tak więc spółdzielczość buduje swój własny system gospodarczy, na interesie pracy oparty, i zastępuje nim system dotychczasowy, opierający się na interesie kapitału. Tym sposobem tworzy ona część wielkiego obozu demokracji, i to część istotną. O ile bowiem organizacje inne obozu demokratycznego mają na celu walkę o prawa polityczne, o zdobycze materialne na gruncie istniejącego systemu, pracą uświadamiającą i oświatową wśród szerokich mas – o tyle spółdzielnie są same w sobie nowym, demokratycznym systemem gospodarki społecznej. Są one tworzącą się i narastającą demokracją gospodarczą.
W obozie demokratycznym, przeciwstawiającym się panującemu dzisiaj porządkowi politycznemu, społecznemu i gospodarczemu musi istnieć ścisły podział pracy pomiędzy poszczególnymi typami organizacji demokratycznych. Każda z nich bowiem ma swoje własne metody działania, odmienne warunki pracy i odmienne zadania do spełnienia.
Praca spółdzielcza, jako praca gospodarcza, może być skuteczna wtedy tylko, jeżeli opanuje życie gospodarcze szerokich mas możliwie całkowicie i bez wyjątku w jednej wielkiej i skoncentrowanej sieci organizacyjnej. Tu nie może być mowy o jakimkolwiek bądź podziale wedle wyznania, przekonań politycznych czy społecznych, przynależności do takiego czy innego zawodu lub ugrupowania. Cała ludność danego terytorium, zainteresowana gospodarczo w spółdzielni, musi i powinna do niej należeć. Tylko wówczas będziemy mieli nocne, wielkie i dobrze rozwijające się spółdzielnie. Tylko wówczas będą one w stanie spełnić swoje najbliższe i swoje najdalsze zadania. Są to prawdy tak dobrze już znane i stwierdzone, że doprawdy aż wstyd o nich pisać. Ale jeżeli tak, to spółdzielczość musi być specjalnie ostrożna na punkcie swego zabarwienia wyznaniowego, politycznego czy innego, aby nie wprowadzać niepotrzebnych tarć wewnętrznych, niechęci tej czy innej grupy do własnej organizacji i poważnych utrudnień we właściwej sobie pracy. Jest to tym więcej konieczne tam, gdzie, jak w Polsce, świat pracy zarówno na wsi, jak i w mieście, podzielony jest na szereg ośrodków politycznych, gdyż wówczas walki pomiędzy poszczególnymi odłamami o wpływy na instytucje gospodarcze muszą doprowadzić do rozbicia i upadku tych instytucji.
Trzeba bowiem pamiętać o tym, że każdy aparat gospodarczy jest szczególniej w obecnych warunkach bardzo czuły i bardzo silnie reaguje na najmniejsze zakłócenia jakiegokolwiek bądź rodzaju. Walki czy tarcia, jakie się odbywają na gruncie związków zawodowych, organizacji politycznych czy nawet oświatowych, przynoszą tym ostatnim o wiele mniej szkody aniżeli najlżejsze nawet zaburzenia w organizacjach gospodarczych. O ile pierwsze żyją bardziej życiem wewnętrznym, samodzielnym, to ostatnie są z natury rzeczy znacznie więcej uzależnione od obcego świata i od czynników poza nimi stojących. Wszelkie zatem próby akcji obcej zadaniom i charakterowi spółdzielni jako organizacji gospodarczej – która z natury rzeczy wywołuje kontrakcję – muszą się odbić na życiu danej organizacji w sposób niesłychanie dotkliwy. Nic też dziwnego, że któryś ze spółdzielców zagranicznych porównał partie polityczne podejmujące taką czy inną akcję polityczną na gruncie spółdzielni – do „słonia w składzie porcelany”.
Z organizacjami politycznymi, zawodowymi czy oświatowymi demokracji powinno łączyć spółdzielczość braterstwo broni. To braterstwo broni nie może być jednak uważane za prawo wtrącania się jednej organizacji do działalności drugiej, do narzucania jej swej woli, tym bardziej dążenia do jej opanowania i podporządkowania sobie, swoim zadaniom i swoim metodom działania. Każda z tych organizacji jest samorządna i samoistna, i wszelkie próby naruszenia tej samorządności i poderwania samoistności przez organizowanie odpowiedniej akcji z zewnątrz muszą się skończyć dla obu stron fatalnie. Szczególniej, powtarzam, w naszych warunkach, gdzie ludność pracująca tak jest politycznie rozdrobniona jak nigdzie.
Radość z tego rodzaju prób odczuwają jedynie przeciwnicy demokracji, naturalni wrogowie spółdzielczości, dla których jest ona umniejszeniem ich zysków, ograniczeniem swobody wyzysku i coraz groźniejszą i niebezpieczniejszą konkurentką.
Tej radości wrogom spółdzielczości w Polsce nie powinniśmy zgotować. Konsolidacja ruchu spółdzielczego miast się cofać, powinna czynić dalsze postępy. Powinna krzepnąć, aby stać się twardą jak skała, o którą rozbiją się zakusy wrogów. Powinna obejmować coraz to nowe dziedziny. Przed nami jeszcze porozumienie i współdziałanie spółdzielni spożywców i spółdzielni rolniczych i mocne, na odpowiednim podziale pracy oparte, przymierze tych dwóch rodzajów organizacji gospodarczych pracującej ludności na wsi i w mieście. Konsolidacja spółdzielcza może i powinna być przykładem i zachęcającym doświadczeniem do konsolidacji organizacji zawodowych, oświatowych i wreszcie politycznych demokracji w Polsce. Idzie tu o wielką stawkę, której nie wolno narażać dla niezdrowych apetytów czy wątpliwych korzyści dnia dzisiejszego.
Historia Polski szlacheckiej ma dość przykładów walki rozmaitych frakcji, rodów magnackich między sobą, dość tam zajazdów, zrywania sejmów i sejmików i całej tej szlacheckiej burzliwej kłótliwości. Demokracja polska powinna się od tych tradycji jak najenergiczniej odżegnać. Umiała ona pokazać światu nieraz, jak potrafi walczyć, musi teraz pokazać również, jak potrafi współpracować i tworzyć.
Powyższy tekst pierwotnie opublikowano w spółdzielczym piśmie „Społem” nr 23/1929 r. Następnie został wznowiony w wyborze pism Rapackiego, włączonych do książki: Józef Jasiński – „Marian Rapacki”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1958. Przedruk za tym ostatnim źródłem.