Zwyrodnienie własności prywatnej i przerost władzy zrodziły w końcu wieku XVIII we Francji Wielką Rewolucję. Przelane potoki krwi nie stłumiły nienawiści, na którą pracowały stulecia. W roku 1831 wybucha w Lyonie bunt tkaczy, w roku 1832 w spokojnej Szwajcarii w Uster robotnicy palą fabrykę, a w latach czterdziestych w Niemczech, szczególnie na Śląsku, powtarzają się tu lub ówdzie rozruchy, które stały się później kanwą przepięknych utworów: wiersza H. Heinego „Pieśń tkacza” i dramatu G. Hauptmanna „Tkacze”. Ludzkość czyni wrażenie pożerającej się wzajemnie zgrai wilków. I właśnie w tej atmosferze dusznej, a groźnej rodzą się i zaszczepiają wzniosłe myśli R. Owena i K. Fouriera, właśnie wówczas odzywają się głosy pierwszych ekonomistów etycznych, Sismondiego i Tomasza Carlyle’a, niestrudzonych głosicieli ducha społecznego. Upada ruch polityczny na wskroś ludowy – ruch czartystów w Anglii (1837-1848), a występują na widownię pionierzy roczdelscy1 i skromny wójt Raiffeisen2. Idea spółdzielczości przeciwstawia się walce, wskazując drogę współdziałania, czynu i podniesienia wartości duchowych człowieka.
I oto historia po stu latach się powtarza. Wielka wojna, wyrosła z tego samego gruntu, co owe walki – z największych trucizn ustroju kapitalistycznego – ze zwyrodnienia własności i przerostu władzy, rozpętała niebywałych rozmiarów morze nienawiści. Nie ucisza go oliwa Ligi Narodów, konferencji szefów rządów i narad ekspertów. Co dalej? Czy coraz bardziej ujawniające się kruszenie systemu życia gospodarczego ma jedynie doprowadzić do otrzeźwienia? Czy jakaś szczęśliwie pomyślana łatanina ustroju życia gospodarczego doprowadzi do uzdrowienia całości stosunków między ludźmi i między narodami? Jak mylną u wierzących w to jest ocena skutków wojny. Wszak 10 milionów zabitych, zniszczenie dobytku, rozpowszechnienie się chorób i rozprzężenie się życia gospodarczego są niepomiernie mniejszą stratą, niż zatrucie dusz ludzkich. Czujemy to dotkliwie i my spółdzielcy, bo zaraza przenika i do naszego obozu: o ileż trudniej siać nasze ziarna teraz w porównaniu z latami przedwojennymi, o ile więcej mozołu trzeba włożyć w przygotowanie nowej spółdzielni, o ile więcej nasi członkowie patrzą teraz na zysk materialny i nie odczuwają wartości duchowych, i jak wreszcie częsty i ciężki jest zawód na ludziach zajmujących odpowiedzialne stanowiska!
A jednak, podobnie jak przed stu laty, ożywcze tchnienie wieje właśnie ze spółdzielczości, która wytrwale walce przeciwstawia współdziałanie i urabia ducha pracy dla ogółu. Dotkliwe klęski, gnębiące świat cywilizowany po wojnie, mogą ulec naprawie tylko wówczas, gdy naczelne nasze zasady przenikną prawie do wszystkich dziedzin życia i pracy. I stwierdzić należy, że zdobycze w tym kierunku nie są bynajmniej małe: w wielu krajach rządy otaczają spółdzielczość troskliwą opieką, na wielkich konferencjach ekonomicznych międzynarodowych spółdzielczość uzyskała należne stanowisko, zainteresowanie naszym ruchem ogółu, do niedawna przeważnie biernego, wzmaga się. Idee nasze, aczkolwiek powoli, przenikają. Oto równouprawnienie kobiety, przez spółdzielczość zainicjowane, przeszło do zasadniczych praw wielu narodów. Zasada „jeden człowiek – jeden głos”3 wyrugowała z wielu już dziedzin wielokrotność głosu. Wysunięcie w zagadnieniu naprawy stanu gospodarczego zasady przede wszystkim poprawy położenia sfer ekonomicznie słabych, zyskuje coraz szersze uznanie i jest niewątpliwie jedną z najradośniejszych zdobyczy naszej ideologii. A gdy bacznie przyjrzymy się temu, co się dzieje na szerokim świecie, musimy spostrzec, że wzmaga się poszanowanie człowieka, stanowiące najistotniejszą podwalinę myślenia i czynu spółdzielczego.Ulepszenie prawodawstwa pracy, ubezpieczenia, opieka nad chorym, matką i dzieckiem itp., tkwiły w dążeniach zwiastunów i twórców spółdzielczości, i oto w coraz lepszej formie stają się zdobyczą ludu pracującego.
Niech tedy ani na chwilę nie opuszcza nas przeświadczenie, że jesteśmy w łożysku wielkiego i twórczego ruchu.
Aby jednak nasze działanie było także, chociażby w najmniejszym stopniu, twórcze, trzeba pamiętać, że nie wystarcza troska o należyty rozwój materialny naszych placówek, najważniejszą bowiem stroną naszej działalności powinno być wdrażanie członków do zgodnej współpracy – do współdziałania. Wielkie są zdobycze w krajach cywilizowanych ruchu spółdzielczego w dziedzinie materialnej (olbrzymia liczba spółdzielni, wielkie rzesze członków, ogromne obroty, znaczne zgromadzone fundusze), ale wszędzie, gdzie to osiągnięto, panował duch mocny i wytrwała praca nad uświadamianiem członków. Nie ma postępu materialnego, gdzie wartość czynników duchowych jest zapoznana. Skromne, nader skromne są postępy ruchu spółdzielczego w Polsce. Wiele składa się na to czynników, ale niewątpliwie przyczyną główną jest brak wytrwałości w pracy: nazbyt pochopni do wpadania w entuzjazm, łatwo poddajemy się zniechęceniu, jakby spotykały nas wyjątkowe, innym nieznane niepowodzenia. Jedynie mocny duch zdoła nas szczęśliwie przeprowadzić przez matnie i manowce rozstroju naszego życia gospodarczego, jedynie usilna praca nad krzewieniem wiary w wartość naszych idei i uświadomieniem ich przez szerokie masy postawi nas na poziomie tych narodów, które niosą obecnie swój wysiłek, by wywieść ludzkość z katastrofy, w którą popadła po wielkiej wojnie.
Przypisy:
1. Pionierzy roczdelscy – zwyczajowa nazwa, używana w ruchu spółdzielczym na określenie osób, które w 1844 w Rochdale k. Manchesteru założyły pierwszą spółdzielnię spożywców, opartą na nowoczesnych zasadach, które następnie stały się wzorem dla całego ruchu spółdzielczości spożywców w skali świata.
2. Fryderyk Wilhelm Raiffeisen (1818-1888) – twórca systemu spółdzielczych kas oszczędnościowo-pożyczkowych, opartych na drobnych wpłatach (lokaty i udziały) niezamożnej ludności, głównie wiejskiej, oferujących pożyczki niskooprocentowane i dogodne dla plebejskich warstw społeczeństwa; w Polsce model ten upowszechnił Franciszek Stefczyk.
3. Zasada stosowana w autentycznej spółdzielczości, oznaczająca, że każdy członek spółdzielni miał na walnym zgromadzeniu jeden równy głos, niezależnie od ilości nabytych udziałów w spółdzielni, co uniemożliwiało przejęcie władzy przez bardziej zamożnych spółdzielców i blokowało wstępowanie do spółdzielni osób zainteresowanych wykorzystaniem jej majątku do własnych celów.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Społem!” – organie Związku Spółdzielni Spożywców RP, nr 16/1931, ze zbiorów Remigiusza Okraski, uwspółcześniono pisownię wedle obecnych reguł.
Zygmunt Chmielewski (1873-1939) – z wykształcenia inżynier chemik, jeden z „ojców-założycieli” nowoczesnej polskiej spółdzielczości, związany z narodzinami tego ruchu, działacz Towarzystwa Kooperatystów, członek władz Kasy Centralnych Rolniczych Stowarzyszeń Pożyczkowych, aktywny w środowisku inteligencji zaangażowanej społecznie, od 1896 r. przez kilkanaście lat członek PPS. Szczególnie zasłużony dla rozwoju spółdzielczości mleczarskiej oraz oświaty spółdzielczej, autor wielu broszur i książek, m.in. popularnego „Podręcznika spółdzielczości” i „Czynników psychicznych spółdzielczości”. Przez kilka miesięcy roku 1919 był ministrem rolnictwa w rządzie Ignacego Paderewskiego. Współautor ustawy o spółdzielczości w II RP, przez pewien okres szefował Związkiem Rewizyjnym Polskich Spółdzielni Rolniczych. Wykładowca Głównej Szkoły Handlowej i Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Autor koncepcji szkoły spółdzielczej w Nałęczowie, którą w latach 1930-1933 kierował (Państwowa Szkoła Spółdzielczości Rolniczej). Zwolennik poglądów społecznych i etycznych Edwarda Abramowskiego.
Tekst ukazał się wcześniej na portalu Lewicowo.pl.