Stawiamy zagadnienie konieczności budowy mieszkań robotniczych w Polsce jako sprawę, która nie wymaga ani dyskusji, ani argumentów. Są bowiem dwie rzeczy, które tę sprawę rozstrzygają całkowicie. Po pierwsze, brak mieszkań, ciasnota mieszkaniowa, zbyt mała ilość tanich mieszkań do dyspozycji w stosunku do istotnego zapotrzebowania. Po drugie, mieszkania nieodpowiednie, nie zaspokajające dostatecznie potrzeb kulturalnych, społecznych i higienicznych klasy pracującej. Potrzeby i wymagania robotników bowiem rosną, będą coraz więcej rosnąć i powinny rosnąć, a budownictwo dotychczasowe, przystosowane do potrzeb najprymitywniejszych i najniższych, nie może w żaden sposób zadośćuczynić tym zadaniom.
Jedyne wyjście do pomyślenia: trzeba budować, wiele budować, wciąż budować. Co do tego więc nie ma i nie może być wątpliwości. Powstaje jednak inne zagadnienie, nad którym trzeba się dobrze zastanowić: kto ma budować, komu należałoby powierzyć tę ważną misję społeczną, kto ma najwięcej danych po temu, aby tę misję spełnić dobrze, z pełnym zrozumieniem specjalnych zadań leżących na robotniczym budownictwie mieszkaniowym. Odpowiedź wymaga dokładnego rozważenia wszystkich nasuwających się tu możliwości.
Możliwości te są następujące: po pierwsze, metoda dotychczas panująca i przeważająca – prywatne budownictwo domów czynszowych, pod drugie, domy robotnicze fabryczne, patronackie, budowane przez pracodawców, właścicieli fabryk itp., po trzecie, budownictwo prowadzone przez różne instytucje państwowe czy półpaństwowe (np. Towarzystwo Osiedli Robotniczych1), po czwarte, budownictwo samorządowe, organizowane przez gminy poczuwające się do obowiązku zaspokojenia głodu mieszkaniowego i podniesienia poziomu mieszkaniowego szerokich warstw ludności, po piąte, budownictwo własnościowe, oparte na stawianiu małych odrębnych domków robotniczych przez samych robotników lub wielkich domów, w których robotnicy mogą mieć mieszkanie na własność, po szóste wreszcie, spółdzielczość mieszkaniowa, budowanie domów przez zrzeszoną społeczność robotniczą zbiorowym i zorganizowanym wysiłkiem.
Wszystkie te formy budownictwa istnieją dziś obok siebie i zastanawiając się nad nimi możemy oprzeć się na dotychczasowych doświadczeniach. Prywatne budownictwo czynszowe, jeżeli idzie o klasę robotniczą, wyszło z próby całkowicie pokonane. Produkuje ono mieszkania najgorsze, odpowiadające najniższemu poziomowi potrzeb. Były czasy, kiedy prywatny kapitał bardzo chętnie inwestował w budowanie domów przeznaczonych dla rodzin robotniczych. Było to bowiem budownictwo tak tanie, dzięki swej prymitywności i lichości, że odrzucało kapitałowi największe odsetki. Było w każdym razie bardziej rentowne od budownictwa luksusowego. I zachodzą tu dwie ewentualności. Albo kapitał prywatny będzie budować tak jak dotychczas mieszkania najskromniejsze, pozbawione zrozumienia wszelkich potrzeb, albo też kapitał, jeżeli będzie się wymagać mieszkania lepszego, kulturalnego, nie będzie budować wcale, gdyż budownictwo takie dałoby zbyt małe dochody, aby mogło należycie zabezpieczyć rentowność kapitału. Kapitał będzie wolał inwestować w innej dziedzinie. W okresie kryzysów ekonomicznych nawet najskromniejsze mieszkania przestaje się kapitałowi opłacać, gdyż niewypłacalność robotnicza, przybierając charakter masowy, stawia wszelką dochodowość pod znakiem zapytania. W dodatku państwo, obawiając się okropnych skutków społecznych masowej bezdomności, stara się zazwyczaj drogą ustawodawstwa ochronnego zabezpieczyć robotników i biedne warstwy ludności w okresach bezrobocia i kryzysu od takiej ewentualności. Zniechęca to kapitał prywatny ostatecznie do budownictwa domów robotniczych. I dlatego też dzisiaj z tą formą budownictwa liczyć się zupełnie nie należy. Po pierwsze – kapitał prywatny buduje źle, po drugie – wcale nie chce budować domów robotniczych.
Druga forma to budownictwo patronackie, budownictwo organizowane przez pracodawców. Budownictwo to jest również złe. Zasadą jest tu budowanie mieszkania najtańszego, kosztem, rzecz jasna, najprostszych wygód i wymagań. Pracodawca nie widzi w tym najmniejszego interesu, aby budować mieszkanie lepsze, dobrze zaopatrzone, nie może bowiem oczekiwać z tego tytułu żadnych zysków dodatkowych. Odwrotnie, w interesie fabrykanta leży, aby jego pracownik zaspokajał swe potrzeby w sposób możliwie najskromniejszy, gdyż wtedy pretensje jego są mniejsze. Z punktu widzenia pracodawcy mieszkanie robotnicze to w gruncie rzeczy część płacy roboczej, z natury rzeczy więc dąży do tego, aby była ona najmniejsza. Następnie mieszkanie w domu fabrycznym jest tak samo niepewne, jak niepewna jest praca. Z utratą pracy traci się mieszkanie. W ten więc sposób katastrofa jest wtedy podwójna. Nie jest również korzystne, że pracodawca występuje w podwójnym charakterze, pracodawcy i kamienicznika. Robotnik bowiem w obawie utraty pracy i narażenia się fabrykantowi nie może zbyt energicznie wysuwać swych pretensji w stosunku do kamienicznika.
Budownictwo patronackie nie zaspokaja głodu mieszkaniowego i nie załatwia zasadniczego problemu. Budować domy mieszkalne może tylko właściciel wielkiego przedsiębiorstwa. I ci zresztą czynią to tylko wyjątkowo, niechętnie bowiem angażują tam swe kapitały. Kapitalista buduje domy robotnicze tylko wtedy, jeżeli zmusza go do tego konieczność, jeżeli np. w pobliżu warsztatu pracy nie ma możności rozkwaterowania licznej rzeszy robotniczej. Czyni to także wtedy, gdy otrzyma pomoc z funduszów publicznych. Ale powstaje pytanie: czy nie lepiej te fundusze oddać innej formie budownictwa, która stawiać będzie domy odpowiadające potrzebom i służyć będzie szerszej rzeszy robotniczej?
Jeszcze jedną stroną ujemną budownictwa patronackiego jest zamknięcie robotników w ciasnym kole pracowników jednego zakładu pracy, jest utrudnienie im kontaktu z resztą klasy robotniczej. Nie dość, że w czasie pracy obracają się w tym kole, również cały dzień spędzają w gronie tylko najbliższych towarzyszy pracy. W ten sposób wytwarza się niepożądany partykularyzm, osłabienie ogólnej solidarności.
W ogóle budowanie specjalnych domów, przeznaczonych tylko dla jednej grupy robotników lub tylko dla robotników fizycznej pracy, jest zjawiskiem szkodliwym. W ten sposób bowiem wytwarza się rodzaj robotniczego getta. Współżycie robotników różnych grup zawodowych, współżycie pracowników fizycznych i umysłowych rozwija poczucie jedności i wspólności.
Budownictwo mieszkaniowe z funduszów państwowych i społecznych, realizowane bezpośrednio przez instytucje państwowe lub półpaństwowe (właściwe budownictwo państwowe, TOR, ZUS2), stoi bez wątpienia wyżej od form poprzednio omówionych. Odpada tu zupełnie lub prawie zupełnie czynnik zysku. Decydują w pierwszym rzędzie względy społeczne. Zachodzi możliwość stosowania zasad planowości i prowadzenia rozumnej polityki budowlanej. Jednak los, charakter i rozmiary tego typu budownictwa zależą od tego, jakie jest oblicze rządów i w jakiej mierze można od nich oczekiwać racjonalnej, na głębokich motywach społecznych opartej polityki. Nie należy również zamykać oczu na ujemne strony tej formy budownictwa nawet wtedy, gdy rządy są najodpowiedniejsze. Po pierwsze, kierowanie całą akcją należy wyłącznie do aparatu państwowego, względnie urzędniczego. Mieszkanie jest zbyt ważną funkcją społeczną, aby realizowanie zaspokojenia potrzeby w tej dziedzinie można było oddać całkowicie w ręce czynnika bądź co bądź biurokratycznego, z pominięciem czynnika bezpośrednio zainteresowanego, czynnika społecznego. Z tego właśnie powodu socjalizm, tworząc nowe podstawy życia gospodarczego, oprzeć je chce nie na bezpośredniej gospodarce państwowej, ale na zasadzie uspołecznienia, powołującej do roli czynnej samo społeczeństwo. Po drugie, mieszkańcy traktują państwo czy instytucję za kamienicznika, siebie za lokatorów i nie uważają domów za swoje, nie mają więc poczucia odpowiedzialności za losy swego osiedla.
Budownictwo samorządowe stoi o stopień wyżej. Zależy to naturalnie po pierwsze od tego, czy istnieje prawdziwy samorząd, po drugie, czy samorząd jest związany z szerokimi masami pracującymi. Jeżeli jednak jeden i drugi wypadek zachodzi, jeżeli społeczeństwo uważa samorząd za organ swej woli, jeżeli społeczeństwo sprawuje istotną kontrolę i jest powołane przez kierownictwo samorządu do czynnej współpracy – wówczas budownictwo mieszkaniowe zatraca w pewnej mierze charakter biurokratyczny i nabiera barw społecznych.
Najwyższą formą budownictwa jest ta, która oddaje prowadzeni tej akcji w ręce samego społeczeństwa, w ręce samych lokatorów, w ręce zainteresowanych. Zachodzą tu dwie możliwości: budownictwo własnościowe i spółdzielcze, i jedna możliwość pośrednia: budownictwo własnościowo-spółdzielcze.
Budownictwo własnościowe, stawianie sobie przez robotników małych rodzinnych domków, jest w dzisiejszych warunkach ogromnie utrudnione. Tylko wyjątkowo uposażone grupy robotnicze mogą tę ideę realizować, i to przyjmując na siebie wielkie ciężary. Budownictwo takie jest drogie, gdyż nie pozwala na dostateczne wyzyskanie terenu, który jest bardzo kosztowny, i pociąga stosunkowo wyższe koszta budowlane. Jeżeli zaś jest tanie, odbywa się to za cenę wielkiej prymitywności mieszkań. Wreszcie ten typ budownictwa pozbawia robotników wszelkich korzyści społecznych i kulturalnych, wynikających ze współżycia i współdziałania.
Typ pośredni, budownictwo własnościowo-spółdzielcze, ma wszystkie niemal wady budownictwa czysto własnościowego. Polega ono na tworzeniu spółdzielni dla wspólnego budowania, ale z tym, że potem domek czy mieszkanie przechodzi na całkowitą własność lokatora. System spółdzielczy zmniejsza nieco koszta budowy, ale zasada własnościowa nie tylko pozbawia tę formę mieszkaniową wszystkich walorów społecznych, ale pozostawia również tzw. właściciela całkowicie na ryzyko własnego losu, obciążając go równocześnie ciężarami, bardzo często przewyższającymi jego siły. Taka własność jest wysoce iluzoryczna. Wystarczy pierwsze lepsze niepowodzenie życiowe, aby właściciela pozbawić własności.
Budownictwo spółdzielcze jest w dzisiejszych i przyszłych warunkach najlepszą formą rozstrzygnięcia problemu mieszkaniowego. Opiera się ono na społecznym budowaniu i posiadaniu domów mieszkalnych. Nie pozbawia ono wcale robotnika prawa własności, ale obdarza go własnością zbiorową. Sami zainteresowani wedle swego najlepszego zrozumienia zaspokajają swoje potrzeby mieszkaniowe. Jeżeli w budownictwie indywidualnym instynkt posiadania jest czynnikiem twórczym, to w budownictwie spółdzielczym wytwarza się instynkt współwładania, instynkt posiadania zbiorowego, wytwarza się patriotyzm własności społecznej. Jeżeli słowo „moje” stwarza cuda, to jeszcze większe cuda stworzy słowo „nasze”.
Korzyści są więc następujące:
1) Lokatorzy budują domy sami wedle własnego uznania;
2) Sami nimi administrują;
3) Czują się odpowiedzialni za losy swego osiedla i dbają o jego rozwój;
4) Tworzą solidarną społeczność, opartą na braterstwie i poczuciu wspólności;
5) Uznają zasadę pomocy wzajemnej za zasadę naczelną współżycia sąsiedzkiego;
6) Tworzą środowisko pracy kulturalno-wychowawczej, zaspokajające i podnoszące własne potrzeby w tej dziedzinie i promieniujące szeroko wokoło.
Uważamy więc budownictwo czynszowe i patronackie za ujemne formy budownictwa mieszkaniowego. Nie negując korzyści, które przynosi budownictwo państwowe, państwowo-społeczne, samorządowe i prywatne – widzimy w budownictwie spółdzielczym formę najodpowiedniejszą dla warstwy pracującej.
Przypisy:
1. Towarzystwo Osiedli Robotniczych zostało zorganizowane w 1934 r., m.in. przez Jana Strzeleckiego, celem uruchomienia taniego budownictwa dla robotników w oparciu o kredyty rządowe.
2. Zob. rozporządzenie prezydenta z 29.XI.1930 r. o organizacji i funkcjonowaniu instytucji ubezpieczeń społecznych (Dz. URP nr 81 poz. 635). Zakład Ubezpieczeń Społecznych realizował m.in. ubezpieczenie emerytalne, wypadkowe i na wypadek braku pracy oraz koordynował i nadzorował ubezpieczalnie społeczne w zakresie ich czynności.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w centralnym organie prasowym PPS – dzienniku „Robotnik” z 16 grudnia 1937 r. Następnie wznowiono go w książce Adam Próchnik – „Wybór publicystyki”, Książka i Wiedza, Warszawa 1971. Przedrukowujemy go za tym ostatnim źródłem, na potrzeby Lewicowo.pl tekst przygotował Piotr Grudka.
Adam Próchnik (1892-1942) – działacz socjalistyczny i spółdzielczy, oficer Wojska Polskiego, poseł na Sejm RP, ideolog polskiego ruchu socjalistycznego, doktor nauk historycznych. Nieślubny syn wybitnego działacza socjalistycznego, Ignacego Daszyńskiego. W młodości działacz Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej, członek Związku Walki Czynnej, w czasie I wojny światowej walczył w armii austriackiej, a następnie organizował we Lwowie niezależne polskie struktury wojskowe, za co został aresztowany, groziła mu kara śmierci. Brał bohaterski udział w walkach w obronie Lwowa, otrzymując stopień podporucznika. W niepodległej Polsce działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, pracował jako historyk-archiwista, szykanowany przez władze sanacyjne. W latach 1925-31 przewodniczący rady miejskiej Piotrkowa Trybunalskiego, w roku 1928 wybrany posłem na Sejm z listy PPS. Przez pewien okres członek władz Związku Nauczycielstwa Polskiego. W latach 30. związał się z Warszawską Spółdzielnią Mieszkaniową, będąc jednym z liderów intelektualnych tego środowiska, m.in. sprawował funkcję przewodniczącego stowarzyszenia lokatorów WSM „Szklane Domy”. W roku 1939 wybrany radnym Warszawy. W latach 1934-39 członek Rady Naczelnej PPS. Początkowo zwolennik współpracy z komunistami, po procesach moskiewskich zmienił stanowisko w tej sprawie na negatywne. Uznany publicysta polityczny oraz badacz dziejów polskiego ruchu socjalistycznego i demokratycznego, autor m.in. książek „Demokracja kościuszkowska”, „Bunt łódzki w roku 1892”, „Pierwsze piętnastolecie Polski niepodległej”, „Ideologia spółdzielczości robotniczej”, „Idee i ludzie”. Po wybuchu wojny działał w konspiracji politycznej, najpierw w środowisku WSM, później w grupie związanej z pismem „Barykada Wolności”, następnie jako lider Polskich Socjalistów. Brał udział w pracach na rzecz zjednoczenia PS z PPS-WRN i krakowską grupą PPS Zygmunta Żuławskiego. Zmarł na zawał serca 22 maja 1942 r.
Tekst ukazał się wcześniej na portalu Lewicowo.pl.